Żółwie Ninja z Classic Collection recenzja
Przełom lat 80-tych i 90-tych był pięknym okresem na dorastanie. Okoliczne kioski obfitowały w wiele bardzo dobrych komiksów, telewizja emitowała dzisiaj już kultowe seriale, a upowszechnianie się stacji Cartoon Network otwierało oczy i usta wszystkim dzieciakom. Na szczęście nie trzeba było mieć kablówki, żeby docenić zagraniczne produkcje. W latach 90-tych Telewizja Polska zauważyła rosnące zainteresowanie tematem i zaczęła chętnie czerpać z rogu obfitości amerykańskich i japońskich wytwórni seriali animowanych. W paśmie kreskówek o 15:00 mogliśmy oglądać między innymi Spider-mana, Batmana i Żółwie Ninja. Właśnie wtedy wielu z Nas zakochało się w bohaterach, których uwielbiamy i cenimy do dziś.
Jedną z moich ulubionych serii do dziś pozostają Żółwie Ninja. Trzeba przyznać, że to naprawdę zaskakująca marka. Każda kolejna generacja była inna niż poprzednie i zdaniem wielu osób „psuła” serię. Mimo to „Turtlesy” ciągle pozostają w sercu wielu starszych fanów i bardzo łatwo zaskarbiają sobie sympatię i portfele nowych.
(Praca autorstwa BoscoloAndrea)
Skąd w ogóle wzięły się Żółwie Ninja? W 1984 roku Kevin Eastman i Peter Laird zdecydowali się spojrzeć z przymrużeniem oka na powszechny wtedy kult komiksów superbohaterskich. Efektem był czarno-biały zeszyt o przygodach czterech nastoletnich zmutowanych żółwi o imionach włoskich artystów okresu renesansu, trenowanych w sztuce ninjitsu przez swojego mistrza-szczura. Na papierze brzmi to niezbyt przekonująco, ale pomysł okazał się przysłowiowym strzałem w dziesiątkę i zapoczątkował mroczną serię wydawaną przez „Mirage Comics”.
(Praca autorstwa blakebradyartwork.com)
No dobrze, ale co cała ta historia ma wspólnego z figurkami i czemu jesteście zanudzani tak długim wstępem? Lata osiemdziesiąte były okresem, w którym producenci zabawek wpadli na pomysł, że mogą zwiększać sprzedaż swoich produktów dzięki wyprodukowaniu powiązanej z nimi kreskówki i tym samym zachęceniu dzieci do wybrania konkretnych zabawek z którymi mogły się utożsamiać. Po wielkim sukcesie Hasbro i Pierwszej Generacji Transformers oraz G.I. Joe, niewielka firma – Playmates Toys Inc. zdecydowała się pójść w ślady swojego poprzednika i wyprodukować serię zabawek poświęconych Żółwiom Ninja, z którą powiązany będzie serial animowany.
(źródło: Crossover Wiki)
Oryginalny komiks był jednak zbyt mroczny, aby mógł zachęcić potencjalnych młodych odbiorców. W związku z tym w 1987 roku ujrzał światło dzienne serial animowany poświęcony Żółwiom. W odróżnieniu od pierwowzoru był on pełen humoru, a każdy z bohaterów otrzymał własny kolor bandany i pierwszą literę imienia na pasie. Do tego mroczny i tajemniczy charakter oryginału zastąpiony został maniakalnym pościgiem Żółwi za pizzą i naprawdę wielobarwną galerią przeciwników. To był kolejny strzał w dziesiątkę dla Żółwi. Serial znalazł wielu entuzjastów i utrzymywał się na antenie przez dziewięć lat, co jest całą epoką dla animowanej produkcji. Oczywiście popularność kreskówki przełożyła się na ogromne zainteresowanie figurkami, co z kolei ugruntowało na rynku pozycję firmy Playmates.
(źródło: Crossover Wiki)
Od czasu oryginalnej kreskówki pojawiło się jeszcze kilka innych seriali (w tym jeden aktorski), filmowa trylogia lat 90-tych oraz najnowszy nabytek – film aktorski wyprodukowany przez Michaela Baya. Żadne z nich nie będą jednak przedmiotem moich rozważań.
Po kilku latach fani zatęsknili za starymi dobrymi Żółwiami z lat 80-tych. Playmates wyszło naprzeciw oczekiwaniom wydając serię „classic collection”, która stała się reinterpretacją wizerunków bohaterów z pierwszego serialu, wzbogaconą o współczesną technologię produkcji zabawek. Tym sposobem otrzymaliśmy bardzo wierne serialowi modele, które do tego posiadają solidną dozę artykulacji – dwie rzeczy, o których oryginalne wydania mogły jedynie pomarzyć. To właśnie te figurki są pretekstem dla powstania niniejszego tekstu.
Za Nami sporo historii, ale wierzę, że wielu z Was utożsamiało do tej pory Żółwie Ninja jedynie z najnowszym serialem Nickelodeonu albo ewentualnie jego poprzednikiem z 2003 roku. Jeżeli jednak lubicie i cenicie przygody czwórki zmutowanych gadów, to naprawdę warto poznać ich historię.
Czas na danie główne – recenzję klasycznych Żółwi Ninja
Jak klasyka, to klasyka. Pudełka nawiązują swoim kształtem i stylistyką do oryginalnych wydań z lat 80-tych. Cegiełkowe tło i „wytłoczka” tylko powiększają takie wrażenie. Bardzo podobają mi się także rysunki inspirowane serialem. Patrząc na te rozbawione pyszczki aż chciałoby się, żeby Playmates wydało wariant z nieco bardziej „radosnymi” twarzami.
Z tyłu pudełka mamy kolejny rysunek, krótką historię Żółwi oraz zdjęcie kompletnego zestawu. Co ciekawe Playmates do dziś pozostaje producentem figurek Żółwi z seriali. Seria przeżyła mały romans z „Neca Toys” przy okazji wydania figurek inspirowanych oryginalnym komiksem, ale prawdopodobnie wynikał on z faktu, że licencje serialowe i komiksowa nie są ze sobą tożsame i należą do innych firm.
Chcę zwrócić Waszą uwagę na jeszcze jeden ciekawy detal pudełka. Jego górna część jest uformowana w sposób, który przypomina właz do studzienki kanalizacyjnej. Drobny szczegół, który pokazuje przywiązanie twórców do detali.
Tak prezentują się nasi bohaterowie w komplecie. Od razu przypomina mi się dzieciństwo i znowu czuję się jak sześciolatek czekający z wypiekami na kolejny odcinek serialu. To niesamowicie pozytywne uczucie, którego nie da się przeliczyć na pieniądze.
Pierwsze wrażenie po wyciągnięciu z pudełka jest jak najbardziej pozytywne. Figurki wprawdzie mają dość „chiński” zapach, ale ulatnia się on równie szybko, co wątpliwości czy zakup był wart swojej ceny. Jedyny problem, na który natrafiłem, to zbyt sztywne stawy w ramionach. Obawiałem się, że siłowe rozruszanie ich spowoduje uszkodzenie figurki. Wystarczyło jednak nieco rozgrzać stawy suszarką i od razu były dużo bardziej skore do współpracy.
Figurki zostały wykonane z mieszanki twardego, dobrego jakościowo plastiku oraz elementów o bardziej „gumowatej” strukturze. Pozostają one jednak wciąż wyraźnie twardsze, niż choćby w przypadku figurek z serialu wyprodukowanego przez Nickelodeon. Całość jest bardzo dobrze spasowana, a jedyny minus to niewielkie ślady zgrzewania tułowia na wysokości ramion.
Każdy z modeli może pochwalić się wysokim poziomem artykulacji. Nogi posiadają staw kulkowy w biodrze i staw obrotowy tuż poniżej. Do tego podwójne zgięcie w kolanie, dwie osie w stopie i ruchomy każdy z palców. Jest bardzo dobrze. Można się przyczepić jedynie do widocznych bolców trzymających stawy zawiasowe, ale nie uważam ich za duży problem.
Każda ręka posiada dwuosiową ruchomość w stawie barkowym, podwójny staw łokciowy, obrót w nadgarstku i ruchome palce. Nie wiem tylko po co na każdej z dłoni zamontowano osłonę na palcach. W mojej opinii jest niepotrzebna i samo Playmates chyba także doszło do tego samego wniosku, ponieważ usunęli ten element przy kolejnym, przestylizowanym wydaniu wzorowanym na filmach z lat 90-tych.
Każda z figurek ma także dwuosiową ruchomość na wysokości klatki piersiowej. Górna część przesuwa się wraz z całą skorupą. Modele posiadają także staw kulkowy w szyi.
Kombinacja powyższych stawów pozwala na uzyskanie nawet najbardziej karkołomnych póz.
Każdy z żółwi dostał dedykowaną broń. Niestety w odróżnieniu od figurek z serialu Nickelodeonu tutaj nie dostajemy żadnego dodatkowego uzbrojenia. Z drugiej strony każdy element został wykonany z wysoką precyzją i prezentuje się tak dobrze, że nie ma się do czego przyczepić. Szczególnie spodobały mi się łańcuchy nunchucków Michaelangello.
Co ciekawe każdy model ma także specjalnie przygotowane na paskach kabury na konkretną broń. Wszystkie pasy, które noszą nasi bohaterowie zostały wykonane z gumy i zamontowane w sposób, który umożliwia ich zdjęcie, chociaż będzie wymagało to nieco wysiłku.
Playmates pomyślało o kolekcjonerach i do każdej figurki dodało bardzo ładnie pomalowaną podstawkę w kształcie włazu kanalizacyjnego. Posiadają one także imię bohatera i wytłoczone logo serii. Dzięki dwóm wystającym z podstawki pegom mamy jeszcze większą swobodę pozowania modeli.
Każdy z żółwi ma inny wyraz twarzy, który dobrze oddaje charakter postaci. Tak jak pisałem powyżej, wielka szkoda że nie wydano także „uśmiechniętych” wariantów. Mimo to uważam, że twórcy odwalili kawał solidnej roboty.
Zdjęcia nie do końca to oddają, ale każdy z żółwi ma nieco inny kolor. W połączeniu z różnymi głowami i paskami na broń jeszcze bardziej pogłębia to wrażenie obcowania z różnymi figurkami, a nie tym samym modelem, w którym zmieniono jedynie głowę.
Figurki Żółwi są zaskakująco duże, zwłaszcza na dzisiejsze standardy i wynikającą z nich tendencję do „kurczenia się” zabawek. Klasyki są wyraźnie wyższe od modeli z kreskówki Nickelodeon’u. Przy okazji łatwo zobaczyć jak bardzo na przestrzeni lat zmieniła się stylistyka.
Na razie nowe figurki Żółwi wyglądają na niemal idealny zakup zarówno dla kolekcjonera, jak i młodego fana. Czy właśnie tak jest? Klasyczne Żółwie to prawdziwy wehikuł czasu. Ich design wcale się nie zestarzał, a stojąca na półce czwórka bohaterów przykuwa oko. Do tego bardzo dobre materiały, przemyślane akcesoria, ładne malowanie i duża dawka artykulacji. Czy można się do czegoś przyczepić? Niestety w tej zielonej beczce miodu jest łyżka dziegciu. Niektóre stawy są zbyt luźne, co utrudnia pozowanie. Z informacji, które udało mi się uzyskać wnioskuję jednak, że ta kwestia bardzo mocno zależy od konkretnego egzemplarza, więc Twój komplet wcale nie musi mieć takiego problemu.
Czy warto kupić klasyczne Żółwie Ninja? Oczywiście, że tak. To bardzo zgrabne, przemyślane i dopracowane figurki, które przeniosą Cię do cudownych lat dzieciństwa lub otworzą Twoje oczy na „Turtlesy” sprzed lat. Do tego przy odrobinie szczęścia można je kupić w bardzo uczciwych cenach. W sprzedaży są także Rocksteady i Bebop. Kto wie, może doczekamy się kiedyś także Shreddera, Splintera i April?
Jeszcze tu jesteś? Dosyć tego gadania. Do sklepu marsz!
Reklama