Z Bagażnika Wesołego Chińczyka: Super-Ridge-Man
Niniejszy tekst to prolog eksperymentalnej serii przygotowanej z myślą o ManiacyFigurek.pl. Jest ona poświęcona recenzjom z lekkim przymrużeniem oka. Ich przedmiotami będą „skarby”, które można odnaleźć w budżetowej części rynku figurek. Jeżeli chcecie częściej zaglądać do „bagażnika” dajcie nam znać, a co jakiś czas uraczymy Was kolejną podróżą do tego świata. W międzyczasie zapraszam do lektury.
Super-Ridge-Man
Chiny to bardzo ciekawe miejsce. Z jednej strony produkują nasze telefony, konsole, telewizory i jeżeli jesteś wystarczająco zdesperowany – samochody, z drugiej zalewają nas tanimi podróbkami konsol, telewizorów, telefonów, a nawet samochodów.
Powyższy trend nie oszczędza także branży zabawkarskiej, niejednokrotnie dając nam przez to sporo powodów do radości. Pozwolę sobie tu przytoczyć takie kwiatki jak RobertCop albo BatHero. Czasami jednak twórcy podróbek posuwają się już o krok za daleko – wtedy otrzymujemy przedmiot dzisiejszej recenzji. To ptak! Samolot! Nie, to Super-Ridge!
Oto i on w całej swej okazałości. Jak to bywa w przypadku tanich podróbek, nasza figurka została zapakowana w gustowny worek z napisem TOYS na górze, w którym czeka na ręce niczego niespodziewających się rodziców chcących sprawić radość swojej pociesze, nie wydając przy tym majątku.
Tył opakowania też nie zawróci nikomu w głowie, więc możemy go śmiało pominąć, ale czy na pewno?
Sam nie wiem, co śmieszy mnie w tej naklejce bardziej – jej treść, czy łamana polszczyzna, którą została ona spisana.
Producent tak bardzo obawiał się o życie potencjalnego odbiorcy, że zaczął od słów Zabawka Uwaga, po czym dodał jeszcze cztery wykrzykniki. Przekazał nam także, że pudełko nie jest zabawką (szkoda, myślałem że przy odrobinie szczęścia uduszę się przy zabawie plastikowym woreczkiem i nie będę musiał dotykać jego zawartości). Na koniec kazał je jednak zachować, ponieważ zawiera „ważne informacje”. Szczerze mówiąc do tej pory nie znalazłem żadnej, no może poza smutną minką w rogu – dokładnie taką, jaka zagości na twarzy dziecka, które dostanie ten cud inżynierii zabawkarskiej. Jeżeli o tym dłużej pomyśleć, to w sumie dzieci w wieku 0-3 lat powinny być szczęśliwe, bo nie będą mieć do czynienia z tym czymś…
Po wyciągnięciu Supcia z worka, cały pokój został spowity chmurą zapachu taniego plastiku, co przekonało mnie do przerwania sesji fotograficznej i opuszczenia domu w celu przemyślenia swojego życia i odczekania, aż atmosfera będzie zdatna do oddychania.
Nasz dzielny bohater wygląda na bardzo chorego. Nienaturalny kolor skóry i wysoki połysk raczej nie wróżą nic dobrego. Muskulatura też nie prezentuje się zbyt naturalnie. Z drugiej strony sam pewnie mógłbym wyglądać równie słabo po tylu odcinkach „Mody Na Sukces”…
Z tyłu widzimy właściwie tylko pelerynę wykonaną z taniej ceraty stołowej. Jakość.
A oto Ridge Forester w pełnej klasie. Jeżeli Twoje dzieciństwo przypada na okres lat 90-tych to niemal na 100% jakaś Twoja babcia, ciocia, czy znajoma u której zostawiali Cię rodzice oglądała wszystkie z pięćdziesięciu milionów odcinków „Mody na Sukces”. Któraś z tych kobiet prawdopodobnie odpowiadała za projektowanie bohatera dzisiejszej recenzji, bo jest on dziwnie podobny do jednego z głównych bohaterów ulubionego serialu. Dodała mu tylko strasznie włochatą szyję. Jako typowy samiec retroseksualny nie jestem jednak w stanie zweryfikować czy to jakaś nowa moda, czy coś zaraźliwego.
Sami oceńcie podobieństwo.
Ridge, to znaczy Super-Man, posiada dosłownie trzy punkty artykulacji (głowa i ramiona), więc raczej nie będzie mistrzem pozowalności. Wszechobecne są także resztki plastiku, pozostałe po wytłaczaniu i ślady zgrzewania elementów. Do tego ręce figurki zostały odlane oczywiście w taki sposób, aby nie była ona w stanie nic w nich utrzymać.
Słowo odlane idealnie pasuje do ogólnego wrażenia. Tak czy inaczej, całość wygląda przerażająco.
Ridge może pochwalić się także zestawem niewiadomego pochodzenia otworów w ramionach i popularną w podróbkach diodą w klatce piersiowej. Ja wiem, że figurek z tej półki (chociaż chyba lepszym określeniem byłoby „z podłogi”) lubią oszczędzać plastik do granic możliwości, ale to już chyba lekka przesada.
Po naciśnięciu magicznego przycisku na plecach figurki możemy obserwować potęgę ledwo świecącego LEDa.
Twórcy doszli do wniosku, że nikt z potencjalnych klientów nie będzie na tyle zaangażowany w zakup, żeby zobaczyć jak model wygląda z tyłu. W związku z tym pożałowali farby gdzie tylko mogli. Mam przy tym wrażenie, że nieco zbyt dosłownie zrozumieli słowo „półbuty”
Po podniesieniu peleryny możemy oglądać raj oszczędnego księgowego w całej okazałości. Zaraz, zaraz… popatrzcie jeszcze raz na plecy.
Dzięki szałowi swobodnego rzeźbienia, strategicznie umieszczonym w plecach otworom i włącznikowi diody stoi przed Wami potwór niemal równie straszny jak front Super-Ridge’a. Wygląda jakby miał pożreć moją duszę, więc nie będziemy już lepiej na niego więcej patrzeć. I tak nie zamierzałem spać dziś w nocy…
Czas na kilka porównań z prawdziwymi figurkami:
Na początek Raphael z Nickelodeon’owych Żółwi Ninja – idealny przykład tego jak figurka powinna wyglądać.
Jak widać Raph nigdy nie był wielkim fanem „Mody na Sukces”. To raczej działka Michaelangello.
A teraz coś dla fanów Marvela – Iron-Spider. Jak widać w teorii figurki mogłyby stać razem na jednej półce, ale nie wiem czy ktokolwiek jest na tyle zdesperowany.
Co na to najbardziej pozowalny Spider-Man jaki został do tej pory wydany?
Chyba nie ma wątpliwości którą z tych figurek woli.
Czas na krótkie podsumowanie. Super-Ridge-Man jest pod każdym względem zabawką tragiczną. Sposób jej odlania woła o pomstę do nieba, rzeźba jest paskudna, pozowalność wypada blado nawet na tle zabawek z początku lat 90-tych, a malowanie właściwie nie istnieje. W żadnym wypadku nie nada się jako zastępstwo dla prawdziwego Super-Mana, niezależnie od tego czy jesteś kolekcjonerem, czy nawet najmniej wybrednym dzieckiem. Czas głęboko zakopać ten straszny obiekt i zapomnieć o nim, niczym Twórcy growego E.T. po pochowaniu całej partii na pustyni.
W tym miejscu kończymy prolog dla serii artykułów „Z bagażnika Wesołego Chińczyka”. Mam nadzieję, że przypadł on Wam do gustu. Jeżeli tak dajcie znać, a w przyszłości cykl będzie się rozwijał. Do następnego!
P.S.
W pierwotnym założeniu tej rubryki każda figurka miała być oceniana także przez bezstronnego jurora – chomika Ziemka. Niestety Ziemka nie ma już z nami, ale ponieważ po części był on moją inspiracją, postanowiłem uhonorować go w pierwszym wpisie i jednocześnie zadedykować mu niniejszy tekst.
Reklama