Whirlwind aka Vortex
Whirlwind aka Vortex
Frakcja: Decepticon
Podgrupa: Combaticon
Rok: 2014
Producent: Warbotron
Whirlwind – remake G1 Vortexa na modłę Masterpiece, ale mocno dryfującym w stronę re-designu postaci na bardziej współczesną wersję. Pozwolę sobie na potrzebę takich postaci stworzyć kategorię MPR – czyli Masterpiece Remade? Reformatted? Reinterpreted? Redesigned? Słówko na R możecie wstawić wg uznania – ja jeszcze nie zdecydowałem co to będzie.
Póki co mam tylko nazwę roboczą i koncepcję która za nią stoi – figurki pasujące skalą, wykonaniem, inżynierią i duchem do kategorii MP, ale zbyt dalekie od swojego pierwowzoru z lat 80-tych, by móc powiedzieć, że są nieoficjalnymi (w tym przypadku) MP-kami. Zapotrzebowanie na taki podział widzę z jednej strony dlatego, że niektórzy kolekcjonerzy nie tolerują w jednym worku produktów HASTAK z linii Masterpiece i takich, które nie spełniają takich czy innych wymogów update’u (wyłącznie!) G1-owego kanonu.
Rozumowanie jak najbardziej uprawnione – takie były intencje twórców. Dla mnie, jako kolekcjonera nieznającego jeszcze do niedawna genezy tej serii, termin Masterpiece określał charakter funkcjonalny tej linii – wysoką dokładność designu i wykonania, zaawansowaną i ciekawą inżynierię, dbałość o detal i malowanie, dobre materiały i przede wszystkim ROZMACH. No i klimat, HYPE – to coś, co nadaje figurce charakteru i sprawia, że staje się postacią, nie tylko kawałkiem plastiku na półce.
Ta różnica w podejściu do linii MP sprawia, że czuję czasem rozczarowanie odpakowując Takarowską figurkę, która jest brzydko pomalowana, niedokładnie odlana czy po prostu słabo zaprojektowana, z napawa mnie podziwem jakość, pomysł i klimat czegoś, co nie jest i nie będzie Masterpiec’em ideowo, ale poza tym spełnia wszystkie kryteria bycia małym transformersowym arcydziełem. Oczywiście na tyle na ile może nim być coś stworzonego ludzką ręką w chińskiej fabryce.
Whirlwind firmy Warbotron pięknie się do tej powyższej formułki wpasowuje. Jedyne, co mogło by w moich oczach podnieść wartość i ocenę tej figurki, to gdyby jej alt mode był wiernym odwzorowaniem istniejącego w rzeczywistości śmigłowca. Wtedy słupek skali nieuchronnie przebiłby sufit i poszybował w niebo.
Postaram tą recenzję oprzeć na roboczym szkielecie nad którym pracuję – po to by nie pominąć niczego istotnego i mieć stałe kategorie oceny. Póki co jest to wersja beta, więc może się pozmieniać.
Whirlwind jest świetnie zaprojektowaną figurką. W odróżnieniu do np. Air Bursta prezentuje się imponująco z każdej strony. Ma dobre, cieszące oko proporcje. Elementy wystające znacznie poza bryłę figurki – wirnik i działka/silniki dodają jej charakteru nie psując spójności.
Miły prezent ze strony projektantów to fakt, że i jedno i drugie można zdemontować i uczynić z niego broń – z wirnika 4 miecze a z silników (które mają kilka wariantów pozycji i mocowań) dwa działka. Niestety, choć wyglądają one świetne – dużą robotę robi rewelacyjny lightpiping – to jednak nie udało mi się z powodzeniem zainstalować ich w dłoniach Whirlwind’a.
Są one (dłonie) osadzone zbyt daleko od krawędzi górnej płaszczyzny przedramienia, i peg działka jest zbyt krótki by do nich sięgnąć. Można próbować zainstalować je na przedramieniu, ale efekt jest mizerny. Więc lepiej pozostawić je na barkach.
Również główne działo, będące dziobem śmigłowca, przysparza podczas wkładania w dłonie pewnych 'małych’ rozczarowań – nie można go 'przytulić’ płasko do wierzchniej strony przedramienia, gdyż duże poziome wycięcie w nim jest zbyt wąskie by pomieścić całą rękę.
Dlatego jest pozostaje ono w pozycji lekko przechylonej do wewnątrz. Oryginalne ustawienie przedramion dawało jeszcze bardziej opłakany skutek (na wierzchniej stronie był mały zasobnik z rakietami), ale po obróceniu w łokciu o 180st efekt jest akceptowalny.
Z bronią, a raczej jej funkcją w alt mode, jest związana moja pierwsza poważna uwaga w tej części recenzji – tworzy ona dziób śmigłowca (miłe nawiązanie do zabawki z G1?). Mianowicie – miło by było, gdyby ten szary dziób odczepiany razem z działem i tworzący broń robota pozostawał jednak na miejscu i był zagospodarowany jakoś inaczej w trybie postaci.
To takie samo pójście na skróty jak zasobniki rakiet na łydkach Air Burst’a (tylna wierzchnia część kadłuba i statecznik pionowy) czy owiewka i dziób dyndające na jego plecach. Ale widać postęp w projektowaniu i przy skrótach wspomnianych powyżej można na to jedno potknięcie inżynieryjne przymknąć oko.
Whirlwind prezentuje się świetnie z każdej strony, ponadto ma masę stawów, które sprawiają, że można go ustawić w fantastycznych pozach.
Podobnie jak u Air Burst’a, jego stawy są ciasne i sztywne (jedyna uwaga póki co do stawu obrotowego łokcia – jest za luźny, ale zdaje mi się, że można go dociągnąć śrubką).
Jest oczywiście obrót w pasie (trzeba odchylić nieco pokrywę pod rotorem), wychylenie nóg w przód i tył reguluje nawet staw grzechotkowy.
Sama noga zgina się w kolanie i obraca na stawie zamocowanym zaraz poniżej biodra. Stopa obraca się tylko w kostce, ale 'palce’ i 'pięty’ są mocno artykułowane – przód na stawie kulkowym, tył na dwuzawiasie (pierwszy – obrót 360st, drugi – góra-dół).
Daje to bardzo duże możliwości jeśli chodzi o pozowanie przy bardzo dobrej stabilności.
Plastik z którego zrobiona jest figurka jest bardzo dobrej jakości, podobnie jak ten Trolla czy Air Bursta. W stosunku do tego ostatniego poprawiono dużo jeśli chodzi o jakość jego cięcia i odlewania. Nie ma już na nim defektów typu 'flash’ (białe, przypominające 'stress mark’i’ nadlewki pozostałe po procesie produkcyjnym – szczególnie irytujące na ciemnym plastiku). Tu i ówdzie zdarzają się niedokładności przypominające 'flash’, ale nie odbiegające kolorem od materiału na którym występują, przez co znacznie mniej rzucają się w oczy. Sam plastik robi świetne wrażenie – jest solidny, ma ładną fakturę, jest matowy lub półmatowy. Oczywiście nie sposób pominąć największej jego zalety – w większości elementów kolor jest właśnie efektem barwienia plastiku, a nie malowania.
Uniknięto dzięki temu mało estetycznego wg mnie efektu – część części jest malowana i lśni , a część jest nie malowana i matowa. Takie potraktowanie figurki sprawia, że światło odbija się w diametralnie różny sposób na jednej i na drugiej kategorii elementów, przez co odbiór kolorów jest dużo gorszy (jedne są ciemniejsze, drugie jaśniejsze).
Pod względem kolorystyki – jej projektu, doboru odcieni, malowania i materiałów użytych do osiągnięcia celu – Whirlwind to absolutny top. Nie będę wspominał, że kolory bazowe nawiązują oczywiście do G1, ale podobnie jak u Air Burst’a są żywsze i jaśniejsze.
Wszystkie aplikacje farbą są idealnie wykonane. Użyto matowych farb, które harmoijnie grają z niemalowanymi elementami. Plusem są takie małe akcenty jak świetnie położona srebrna farba czy 'okopcona’ końcówka lufy karabinu. Poziom malowania jest bliższy wysokiej jakości customom niż masowej produkcji.
No i głowa. Ponownie – biję pokłony. Lightpiping nie tylko w oczach ale też w wywietrznikach po bokach. Nawet mała ilość światła sprawia, że wszystko skrzy.
I na koniec najistotniejszy dla mnie element tej wizualnej kombinacji – REWELACYJNY jakościowo, matowy, przezroczysty żółty plastik owiewki, głowy, silników i tylnego wirnika. WOW.
Podnosi tą figurkę na kompletnie inny poziom. Gdy wyjąłem ją po raz pierwszy z pudełka i spojrzałem na te kolory, a później pod światło….poczułem się znów jak dziecko – kiedy odpakowywałem G2 Rapido i zobaczyłem jak pięknie pod światło grają jego różowe oczy oraz…całe przezroczyste plecy będące szybą i dachem auta.
Stąd też mała wycieczka fotograficzna do G2 – które kocham za przepych i smak w utylizacji przezroczystych, krzykliwych plastików i odważnych, ale świetnych kombinacji kolorystycznych.
Whirlwind swoim projektem nawiązuje mocno do G2 Rotorstorma i do jego następcy – Vortexa wydanego w giftsecie przy okazji ROTF. Do tego ostatniego powinowactwo Whirlwinda jest najbliższe – zarówno projektem i bryłą bota, kolorami oraz alt modem.
Niestety mój ROTF Vortex się pręży dumnie jako ramie Bruticusa na najwyższej półce, pod kloszem i toną pudeł po TF-ach, więc porównanie tych dwóch postaci dziś pozostawię wam, a sam może dołączę je kiedyś do innej recki.
Transformacja jest dość intuicyjna, choć nie tak prosta jak ta Air Bursta (nogi wsunąć, ręce do środka, dziób postawić…hmmm – brzmi znajomo…:)
Co prawda nie ma zaskoczeń – nogi tworzą ogon, broń – dziób, ręce udają 'niewidzialne’ jako skrzydełka/zasobniki na broń a tułów tworzy środek korpusu śmigłowca. Ale efekt jest bardziej krągły niż sama figurka mogłaby na to wskazywać, co jest miłym urozmaiceniem. Podczas transformacji uwidacznia się druga wada inżynieryjna Whirlwinda – w dolnej części pleców mamy prześwit pomiędzy placami a klapą pod rotorem. Prześwit ten powiększy się, gdy zechcemy zrotować figurkę w pasie. Dla równowagi należy zauważyć, że patrząc z boku linia sylwetki jest bardzo ładnie zachowana pomimo tej przerwy.
Alt mode Vortexa z ROTF nawiązywał luźno ale dość wyraźnie do śmigłowca AH1 Cobra (podobnie jak G2 Rotorstorm). Whirlwind na pierwszy rzut oka przypomina dalekiego kuzyna Cobry – AH64 Apache.
I faktycznie czteropłatowy wirnik, charakterystyczna wieloboczna bryła owiewki, działko pod kadłubem, układ podwozia, silników i zasobników na broń, oraz dwa charakterystyczne kwadratowe elementy pod kokpitem – nawiązują one dość mocno do AH64.
Natomiast cała tylna część kadłuba już do Apache nie pasuje. W mojej opinii Whirlwind’owi znacznie bliżej do śmigłowca Kamov KA50/52.
Rozważyłem jeszcze kilka innych kandydatur, i pomimo iż KA50 jest śmigłowcem dwuwirnikowym i sześciopłatowym, to sylwetką i linią pasuje mi jednak najlepiej do tego w co transformuje się Whirlwind.
Minus oczywiście za sposób mocowania tylnego usterzenia – wygląda najzwyczajniej głupio. O dołu wygląda trochę jak łódź podwodna.
Osobiście wolałbym gdyby była możliwość zaczepienia usterzenia na samym końcu ogona, tak, by zasłonić złożone stopy i wydłużyć bryłę śmigłowca. Być może taka opcja istnieje, ale jeszcze jej nie testowałem.
Na koniec zdjęcie poglądowe trybu ręki Bruticus’a. Podobnie jak w przypadku Air Burst’a – oficjalne zalecenia dotyczące transformacji są do dupy – nie pomyślano co zrobić z rękami.
Pozwoliłem więc sobie wypracować mniej drażniący oczy kompromis.
Podsumowując – zastrzeżenia, oprócz wymienionych powyżej – brak. Ewentualnie – z wrażenia zapomniałem. Osobiście uważam, że postęp jest kolosalny i Whirlwind jest jedną z najlepszych figurek które miałem w rękach. Ma to coś. Już sama głowa zasługuje na miejsce w decpticońskiej galerii sław, a to dopiero początek zabawy.
Jeśli szukacie dobrze wykonanej, nietuzinkowej i wszechstronnej figurki Third Party, to Whirlwind jest tym, kogo szukacie. Cenowo nie odbiega znacznie od małych MP-ków, ale jest kimś znacznie więcej 😀
Dzieki za uwagę i do usłyszenia!
Reklama