Unique Toys Mania King (Galvatron)
Przyznam, że nigdy nie lubiłem postaci Galvatrona z okresu G1. Zarówno w serialu animowanym, jak i w komiksach Marvela był to przebudowany Megatron, który najwyraźniej… oszalał. Charyzmatycznego przywódcę zastąpił wrzaskliwy szaleniec, który swym wybuchowym temperamentem często sam torpedował bliskie zwycięstwo Decepticonów. Moje główne wspomnienie odnośnie Galvatrona z kreskówki to okrzyk „Decepticons, retreat!” – kompetencja godna Dowódcy Cobry z serialu Sunbowa! Marvelowski Galvy wsławił się przynajmniej bohaterskim choć zarazem samobójczym atakiem na Unicrona próbującego pożreć Cybertron, ale reszta jego historii wyraźnie wskazuje na kilka obluzowanych śrubek pod rogatym hełmem; być może w wyniku zbyt wielu podróży w czasie? W żadnej z obu tych wersji jakoś nigdy nie potrafiłem dostrzec lubianego przeze mnie Megatrona i „nie kupowałem” tej przemiany.
Galvatron z komiksów IDW to zupełnie inna postać. Nie tylko nie ma nic wspólnego z dowódcą Decepticonów, ale wręcz w ogóle z ich formacją. Jako oficer na pokładzie statku badawczego wyruszył pod wodzą Novy Prime’a w głąb kosmicznej anomalii i zaginął na wiele (milionów!) lat, by powrócić odmienionym przez nieznaną mroczną moc. Jednak nawet pod wpływem tajemniczego Serca Ciemności stanął na czele armii ożywionych przez siebie poległych Transformerów nie po to by zawładnąć światem, ale by ocalić rodzinną planetę. Większość fanów zdaje się nie przepadać za sagą „Chaos”, ja jednak odnalazłem tam kilka ciekawych i oryginalnych motywów, np. sytuację, gdy to właśnie Galvatron proponuje Autobotom przymierze i wspólną walkę z nadciągającym Złem.
Niezależnie od tego czy lubiłem daną wersję postaci za jej charakter, Galvatron zawsze podobał mi się jako robot – za wygląd, kolory, ogólną prezencję przywodzącą na myśl siłę i autorytet. Na tym polu dorównywał Megatronowi, niestety także pod względem niedostatku reprezentacji w formie zabawki. Pamiętam jak już jako dzieciak zarzynający kasety Demela w wysłużonym magnetowidzie marzyłem o własnym plastikowym trio wojowników Decepticonów z trzeciego sezonu serialu animowanego. Seria CHUG dała mi udanych Cyclonusa i Scourge’a i przez moment zwiodła nadzieją także na trzecią figurkę do kompletu, lecz efekt koszmarnie rozczarował – Universe Galvatron to pokraczny i słabo pozowalny cudak, który drwi z majestatu przywódcy „złych”. Cóż, ostatnimi czasy przywykliśmy, że tego typu błędy (lub luki w szeregach) na polu transformujących się zabawek naprawiają firmy nie posiadające praw do marki Transformers, czyli tzw. 3rd Party. Tym razem na ratunek ruszyło Unique Toys.
Mania King od Unique Toys zdecydowanie najwięcej inspiracji czerpie z wersji Galvatrona od IDW. Białe elementy w łokciach, okolicy pasa i na całych dolnych partiach nóg, kształt i kolorystyka nakolanników, ogólna budowa korpusu i wreszcie „łycha” stercząca zza pleców (ktoś tak to określił na forum i teraz nie mogę odpędzić wizji wielkiej łyżki na plecach robota!) – wszystko to wskazuje na kontrowersyjnego obrońcę Cybertronu zbierającego armię nieumarłych Transformerów przed walką z żarłoczną D-Void. Oczywiście wiele elementów, w tym twarz z „bródką” czy cienkie rogi na hełmie, przywodzi na myśl także kreskówkę z lat 80-tych, bo IDW w swoich rysunkach mocno wzorowało się na wizerunku z serialu.
Moim zdaniem pewne odstępstwa od pierwowzoru wyszły figurce na dobre: klatka piersiowa ma ciekawszy kształt i więcej detali, a naramienne działo wreszcie nie przypomina żółtego balonu z wesołego miasteczka, który znudzony clown zaraz przekształci w jakieś zwierzątko. Ten drugi element puryści mogą przybliżyć do G1-owego wyglądu za pomocą dedykowanego zestawu naklejek od Reprolabels. A propos, wszelkie znaki frakcyjne które widać na zdjęciach pochodzą właśnie od tej firmy.
Wspomniane działo mocowane jest poprzez proste wetknięcie pega w otwory, wyrzeźbione i pomalowane w ten sposób, że nie wpływają negatywnie na wygląd przedramion.
Ramiona są symetryczne, a więc Galvatron może zamontować broń na dowolnej ręce.
Jedyny minus to widoczność śrubek po drugiej stronie działa, co sugeruje jego obecność jednak raczej na prawicy, tak jak to zawsze pokazywały komiksy i animacja. Przy okazji warto zwrócić uwagę na domieszkę błyszczących drobinek w żółto-złotej farbie pokrywającej elementy lufy.
A skoro już skupiamy się na detalach…
Dłonie mają jeden zawias pozwalający otworzyć palce lub zacisnąć je w pięść. Tutaj zlokalizowana jest jedna z głównych wad tej figurki: brak obrotu w nadgarstku. Tak się jakoś składa, że Unique Toys najczęściej projektuje swoje Transformery poświęcając właśnie ten punkt artykulacji dla potrzeb procesu transformacji. Zazwyczaj da się to jakoś obejść przy pozowaniu korzystając z obrotu w bicepsie, ale oczywiście czasem stanowi to zauważalnie irytujący problem.
Jakkolwiek by to nie zabrzmiało, okolica krocza Galvatrona jest pięękna! Środkowa część ciała figurki obfituje w bogactwo rzeźbionych detali, zaś w sferze malowania wprowadza interesującą domieszkę czerwieni, a także srebro, które zastępuje biel na udach. Od razu wspomnę, że wolałbym gdyby tego srebra było więcej, gdyby pojawiło się także na monotonnie białych powierzchniach podstawy działa i przede wszystkim na dolnych partiach nóg.
Nogi niby mają swoją porcję detali, ale głównie giną one w morzu bieli, co zresztą fatalnie wychodzi na zdjęciach (stąd część z nich jest przyciemniona żeby nie oślepiać tymi elementami).
Tył nóg aż prosi się o podmalowanie, może panelowanie czarnym lub srebrnym markerem? Do rozważenia…
Tył figurki jest schludny i pozbawiony jakiegokolwiek kibble’a. Przy okazji możemy się przekonać, że to co Galvy nosi na plecach to jednak nie łyżka a…
…to. Czymkolwiek by nie było. Tak, khm, przejdźmy do porównań.
Na początek wielka trójca. No właśnie, nie taka ona wielka, a przynajmniej nie cała. Galvatron wyraźnie góruje nad Cyclonusem i Scourgem. Pytanie na ile to stanowi problem. Przyznam, że mi trochę przeszkadza. Hasbrowski Galvy wydawał się cherlakiem przy swoich przybocznych, a z kolei ten od Unique Toys jest nieco zbyt potężny jak na mój gust. Wolałbym gdyby był choć o pół głowy niższy, ale co zrobić. Wzrost, a w zasadzie skala Mania Kinga to ciekawy problem. Niewątpliwie Unique Toys celowało w serię CHUG (do rozmiaru Masterpiece nawet nie ma co startować), ale do których postaci go właściwie dopasowali? Cyclonus i Scourge to najbardziej logiczny wybór, a widać jak to wyszło. Spójrzmy na flagowego Classika:
Optimus nie wygląda tutaj źle, choć mógłby być ciut wyższy. Może więc wersja tej postaci w ujęciu IDW?
To mold Optimusa od Toyworld, tu w kolorystyce Nemezisa Prime’a. Ta figurka ma przedstawiać przywódcę Autobotów z komiksów IDW i… też nie pasuje do Galvatrona od Unique Toys. Ech, skala to odwieczny problem kolekcjonerów Transformerów, a chyba szczególnie tych skupiających się na wersji CHUG. Na dowód bardzo jaskrawy przykład:
Komentarz jest chyba zbędny. Pozostaje mi poradzić każdemu kolekcjonerowi żeby rozważając zakup danej postaci od 3rd Party najpierw koniecznie przejrzał jej zdjęcia w porównaniu z figurkami, które już posiada i wtedy zastanowił się na jakie ustępstwa jest gotów pójść by zdobyć reprezentację pożądanego Transformera. Ja mam lekki problem ze wzrostem Galvatrona od Unique Toys, ale nie zmienia to faktu, że po rozważeniu plusów i minusów cieszę się mogąc go wystawić na mojej półce z Classikami.
Przejdźmy do trybu alternatywnego. Jak na figurkę 3rd Party, transformacja jest dość prosta. Wszystko jest tak zaprojektowane, że w razie wątpliwości w trakcie zmiany pozycji danej części wystarczy rozejrzeć się za miejscem, w które najlepiej się ona wpasowuje, najczęściej z towarzyszącym wpięciem wyrzeźbionej wypustki w dogodnie umiejscowiony otwór. Pierwszy raz transformowałem Galvatrona zerkając na video na You Tube, ale potem działałem już intuicyjnie. Pomijając wymóg jednokrotnego użycia większej siły przy wpasowywaniu rozporowego pega podczas zmiany w działo, cały proces pozbawiony jest stresu i chwil, gdy człowiek zastanawia się czy zaraz nie połamie swojej drogiej zabawki (a doświadczyłem tego uczucia przy kilku innych nielicencjonowanych Transformerach). Przy okazji tej recenzji przypomniałem sobie transformację Universe Cyclonusa i oceniam stopień trudności przemiany Mania Kinga na podobny, tyle że wymagający większej liczby kroków. Aha, jednym z tych kroków jest bardzo drobny partsforming, czyli odłączenie dwóch elementów i wpięcie ich w innym miejscu, ale ponieważ są to fragmenty naramiennego działa, a więc broni Galvatrona, to myślę, że można mu to wybaczyć.
Przy okazji ciekawostka. Wiem, że fani Macrossa często doszukują się u „samolotowych” Transformerów trybu pośredniego, tzw. „gerwalk” – a ja przedstawiam tryb „gersit”:
Plotki głoszą, że mocarny Galvatron używa tego trybu gdy na drodze swych podbojów napotka na fembotkę… ale nie mam pojęcia czemu.
Cóż, jest to dokładnie to, czego można się spodziewać po eleganckim trybie robota oraz właśnie takim urządzeniu docelowym. Ot, dziwaczne kosmiczne działo, dość wierne materiałom źródłowym, czyli raczej mało zgrabne i mało ciekawe, ale jest tym czym być miało.
Działo spoczywa na dwóch podnóżkach zakończonych wyrzeźbionymi gąsienicami oraz na tylnym stabilizatorze, który… jest. Serio, mogli tam zaprojektować coś ładniejszego, a jest ot kawałek plastiku „na odwal się”.
Podnóżki są tak zaprojektowane, że aby stać stabilnie działo zawsze celuje płasko na wprost. Niektórzy kolekcjonerzy kombinują z bocznymi gąsienicami formując je tak, by lufa wskazywała pod kątem w górę, ale oznacza to destabilizację konstrukcji, więc nawet się w to nie bawiłem. Powiedzmy sobie szczerze, ten tryb jest żeby był i tyle. Przy okazji tego ujęcia widać element, który zapewne można było zaprojektować lepiej: bezczelnie widoczną głowę robota pod spodem maszynerii.
Plus z tego taki, że Galvatron może zerknąć czy aby dobrze celuje…
Porównanie wielkości tryby alternatywnego, z wiernym Cyclonusem. W trybie pojazdu…
…i w trybie robota. Galvatron nie wydaje się już tak potężny. Właściwie to aż odczułem potrzebę ustawienia go z kimś znacznie mniejszym żeby przywrócić mu wagę mocarnej kosmicznej broni.
Wróćmy jeszcze do trybu robota. Jeśli chodzi o pozowalność, to wadzi trochę wspomniany brak obrotu w nadgarstku, ale poza tym jest całkiem nieźle. Galvatron to nie ninja, więc po tej figurce oczekuje się raczej póz tchnących autorytetem, siłą czy grozą niż akrobacji.
Ale w razie potrzeby można go też przedstawić w nieco bardziej dynamicznej sytuacji.
Czas na podsumowanie. Nie ulega wątpliwości, że Mania King bije na głowę Universe Galvatrona zarówno jeśli chodzi o reprezentację tej konkretnej postaci, jak i patrząc na niego po prostu jak na figurkę robota. Wygląd, pozowalność, proporcjonalność, detale, schemat kolorów – po prostu nie ma tu porównania.
Na polu jakości figurka Unique Toys jest porównywalna do serii, w którą chce się wpasować, czyli do ogólnie pojętych Classików (CHUG): malowanie jest bez zarzutu, ale na plastiku w wielu miejscach da się dostrzec niedoskonałości, miejsca po wtryskiwaniu itp.
I to w zasadzie dobrze podsumowuje moje odczucia odnośnie Mania Kinga: to jest po prostu Classics Galvatron. Pomijając drobną kwestię wzrostu, idealnie pasuje do tej serii: designem, jakością wykonania, artykulacją, pewną umownością (alt mode) i pewnymi brakami (nadgarstki). To już kolejny raz, gdy Unique Toys świetnie trafiło w mój gust i „zapotrzebowanie”. Mam i bardzo cenię ich Blastera i liczę na więcej. A raczej liczyłem, bo ostatnio oni także poddali się ogólnemu trendowi wśród 3rd Parties i poszli bardziej w skalę Masterpiece. Wielka szkoda.
Co tu więcej pisać? Jeśli zbierasz Classiki i odczuwasz na swojej półce brak Galvatrona, to nie męcz się z koszmarkiem od Hasbro, tylko spraw sobie ten znakomity odpicowany upgrade. O ile nie odstrasza Cię 3rd-party’owa cena za – bardzo dobrego ale jednak tylko – kolejnego CHUGa.

Reklama