Transformers Combiner Wars First Aid recenzja
First Aid
Frakcja: Autobot
Podgrupa: Protectobot
Rok: 2015
Producent: Hasbro
UWAGA UWAGA Recenzja sponsorowana, ale subiektywnie bezstronna :D. Przemyślenia Gladky’ego na temat CW Cyclonusa również dostarczonej do nas przez Hasbro możecie znaleźć TUTAJ.
First Aida z G1 znamy głównie jako kończynę Defensora, poza tym ta postać to zawsze był taki drugoplanowy Ratchet. Wiele elementów designu samej figurki jest żywcem z Ratchet’a przeniesione – typ alt mode’u, kolorystyka itd. Ktoś może powiedzieć że się czepiam, że biało-czerwone barwy to znak rozpoznawczy medyków, że ambulans musi być itd. No może, ale różnica pomiędzy a inferno a hot spot’em pięknie ilustruje jak różnorodnie można wykreować dwa pojazdy będące wozami strażackimi. Nie oznacza to oczywiście, że First Aid jest od razu do bani. Ma tylko utrudniony start.
A może zamysłem twórców było to, żeby nadać medykom zbliżony wygląd, coś na kształt uniformu lekarskiego? Nie zapominajmy że kolorystyka Wheeljack’a też jest w przeważającej części biała, a operował on w podobnej branży machaniczno-medyczno-wynalazczej.
Reklama
Porównanie Combiner Wars First Aid vs G1 First Aid
First Aid jako reinterpretacja medyka może być więc oceniana dwojako – albo jako odtwórczy, albo jako jaki konsekwentny. Wasz wybór. Mi się ten generyczny design podoba, nawet biorąc pod uwagę to, że dzieli bardzo dużo z kilkoma innymi botami-combinerami (Blast Off’em, Aerialbotami, Vortex’em) w szczególności układ klatki piersiowej (pivot kończyny gestalt’a w centralnym miejscu oraz kanciastość) i kanciastość główki. Taki urok G1.
Nie będzie to pewnie dla nikogo nowość, że serialowa wersja postaci różni się od marvelowskiej oraz od zabawki z lat osiemdziesiątych. W przypadku First Aida akurat nie jest wcale tak źle jak przy niektórych innych postaciach/figurkach. Mimo różnic wszystkie 3 inkarnacje są z grubsza spod jednej ręki i trzymają się kupy (zestawione razem).
W serialowym uniwersum G1 First Aid się pojawia, czasem coś zrobi, czasem coś powie, i tak mu mija czas aż do ostatniego odcinka. Co do universum Marvela – z tego co pamiętam to Protectoboty miały w nim marginalną rolę, a z tego co wyczytałem w internecie – pojawiły się dopiero w Marvel UK, więc pamiętam dobrze, ale nie do końca.
First Aid w IDW
Tradycyjnie już storyline First Aid’a w IDW jest tak na prawdę pierwszą poważną próbą stwoorzenia czegoś więcej niż produktu zabawkopodobnego pojawiająca się w telewizji.
W IDW postać ta przewija się często i odgrywa dość istotną rolę (biorąc pod uwagę mnogość bohaterów, wątków i historii w tym uniwersum) w przeciwieństwie do pozostałych Protectobotów. Oczywiście – jest on medykiem, co ważne – dorównuje umiejętnościami Ratchetowi, no i oczywiście – staje się (niestety) częścią Defensora.
Reszta członków drużyny tworzyła dotychczas w komiksach tło, więc to miłe, że chociaż First Aid’em zaopiekowano się bardziej, i pociągnięto jego linię głębiej a osobowość rozbudowano. Mocno rozbudowano. No i dostał on do dyspozycji duuuużo czasu antenowego.
Nie jest to być może aż tak rażące osób nieznających G1 i/albo IDW ale ilość czasu poświęcona na zbudowanie tej postaci we współczesnym uniwersum jest odwrotnie proporcjonalna do tego ile trwało zbudowanie Defensora (za pomocą magicznej enigmy kombinacji dzierżonej przez Starscream’a). Równie mało czasu poświęcono na kartach 300 numerów komiksu reszcie Protectobotów (czyli jakieś 3 minuty). W efekcie dostajemy gestalta, którego tworzy znany i rozpoznawany First Aid i jakiś czterech kolesi.
Sytuacja jest troszeczkę absurdalna. Podobnie jak niezrozumiała (/marketingowa/finansowa?) decyzja o stworzeniu combinera z tak silnie osadzonych w historii uniwersum i zindywidualizowanych postaci jak Optimus, Mirage, Prowl, Ironhide i Sunstreaker… Z jednej strony poświęca się kilka świetnie zbudowanych postaci na jednego Gestalta, a z drugiej tworzy się masę innych gestaltów zbudowanych z postaci tła, za którymi nie stoi żadna historia, żadna narracja, żadne emocje.
Tak sobie myślę analizując te wszystkie komiksowe wydarzenia ostatnich miesięcy, że wygląda to tak, jakby w IDW scenariusze i narracja szły do pewnego momentu dobrym, stałym i przemyślanym tempem, aż tu nagle wpadł ktoś od sponsora i kazał wrzucić z dwójki na szóstkę i dać więcej ognia na tłoki, bo uniwersum nie nadąża za mocami produkcyjnymi fabryk. I cały przemyślanyy storyline wraz z konsekwentnie budowanymi bohaterami stanął na głowie.
Więcej o rozwoju serii CW i niektórych decyzjach podjętych w toku jej tworzenia możecie sobie przeczytać w mojej recenzji Alpha Bravo.
O Combiner Wars ale nie spod mojej ręki przeczytacie też w recenzjach Air Raid’a, Fireflight’a, Slingshot’a, Skydive’a, Powerglide’a i Megatrona.
Inne spojrzenie na First Aida znajdziecie u mojego ulubieńca tutaj.
Przejdźmy do figurki First Aid’a.
Combiner Wars First Aid – robot mode
Jest ona retoolem Offroad’a (Stunticona, jak to nie wiedzieliście, że jest taki?). Drugim, obok Ironhide’a. First Aid różni się od swych dwóch retooli znacznie – przede wszystkim nie jest pick-up’em (karetka pick-up – byłby to hit w krajach o pięknej pogodzie i łagodnym klimacie :), różni się mocno od współbraci detalami i elementami moldu (o biednym Ironhide’ie nie można niestety powiedzieć tego samego) no i ma swoją, niepowtarzalną główkę. Całkiem nieźle jak na serię, w której na jednym moldzie ciśnie się na siłę ile się da figurek, przy czym nie mniej niż 4.
Okej, to najpierw wady.
Nie będę ściemniać – oceniając figurkę surowo będzie tego sporo. Przede wszystkim panele i skorupki. Ta figurka wyglądała by rewelacyjnie i nostalgicznie, gdyby odkroić od niej całą tylną połowę – plecak z frontem auta, jego dach oraz te nieproporcjonalne narośla na tyłach łydkek (w dodatku z dziurami). No i oczywiście pagony/panele na barkach. Gdyby było to możliwe, to wtedy uzyskalibyśmy coś co jest bardzo zbliżone to widoku do jakiego przyzwyczaiły nas G1, Marvel i IDW, ale…bez alt mode’u.
Nie chodzi o to, że G1 jest jakieś WOW święte i nie wolno nic robić bo się fandom zezłości, nie. Chodzi o to, że tamta postać miała jakąś myśl przewodnia i z niej właśnie wynikały dalsze projektowe decyzje, podczas gdy tu mamy taką trochę designerska schizofrenię – przód schludny i elegancki, a na tyle przytłaczających pancerz terenowej (AAAAAAAAAAA!!!!!!) karetki, panele drzwi i łydki, kubaturą większe niż klatka piersiowa.
Projektowo i stylistycznie przód postaci ma się nijak do tyłu, plecak wraz frontem auta góruje swoją masywnością nad małym korpusem figurki. Z drugiej strony – pozostając w zgodzie z rzeczywistością i nie oczekując cudów takich proporcji powinniśmy się właśnie spodziewać po figurce która przyjmuje formę ambulansu, i gdzieś musi te elementy karetki zmieścić. Pomijając oczywiste dysproporcje ta świadomość ciągłości skorupki na First Aid’zie działa w kontekście realizmu na jego korzyść. Oczywiście o wiele chętniej widziałbym go w wersji rodem z Marvela, ale nie widzę szans na wcielenie ich wizji w życie.
Teraz opcja druga – zamiast (subiektywnych) oczekiwań, bierzemy co jest. Jest dobra baza, ale trzeba by ją pociągnąć dalej, trochę lepiej wykończyć i nie pokpić tak bardzo kilku tematów. Ale o tym poniżej.
Tak wygląda First Aid zestawiony ze z swoim wiekowy protoplastą. Schemat transformacji ponadczasowy.
Jeśli chodzi o alty to wielkiej filozofii nie ma – choć obie karetki różnią się od siebie znacznie. Mi osobiście o wiele bardziej odpowiada klasyczny design – dość, że po dziś dzień większość ambulansów z niego korzysta (zarówno prostota bryły, która maksymalizuje ilość przestrzeni w środku, jak i linia karoserii – ta którą ma First Aid każdy zdrowy na umyśle producent aut odrzuciłby jako nadmiernie skomplikowaną w procesie produkcji). Ale – mamy co mamy, jeśli wam odpowiada, to macie dla First Aida jeden plusik więcej.
Najciekawsze jest jednak w tej figurce coś innego – po otrząśnięciu się z pierwszego szoku da się ona polubić, kaptur z maski samochodu nabiera takiego konspiracyjnego charakteru, i myślisz sobie – kurde, ta figurka mogła by na prawdę być świetna gdyby nie kilka drobiazgów…
I tu dochodzimy do listy minimum, albo inaczej do listy wad kardynalnych:
Reklama
1. Brak odrębnych stóp i brak nadgarstków.
W przypadku tych ostatnich wystarczyłoby chociaż liźnięcie farby – cokolwiek, co by sprawiło, żeby dało się je odróżnić od reszty ręki i panelu naspawanego na przedramionach. Nie wspominam nawet o tym, że jakaś artykulacja była by na miejscu. Szczególnie w stopach, które dla utrzymania balansu (stopy płasko na ziemi) zmuszają figurkę do trzymania nieobyczajnego rozkroku. W innych pozach sprawiają, że noga musi być pod kątem do podłoża, albo balansuje na ostrej krawędzi.
2. Dziury, otwory, pustka.
Nie chodzi już nawet o to, co jest winą transformacji – a jest tego sporo – ale puste rączki, puste uda, puste są nawet te smutne, nieruchome i niefunkcjonalne stopy. Jest też ta wielka-ziejąca-tęsknotą-za-pomysłem dziura za i poniżej głowy First Aida. Wiem – miałem się nie czepiać artefaktów wynikających z transformacji, ale ten jeden jest tak nachalny, że nie mogę koło niego przejść obojętnie.
3. Plecako-kaptur
jest do przebolenia, a nawet do pokochania, ale dach auta na poniżej niego odcina się tak obrzydliwie i kanciaście od korpusu, że trudno znaleźć cokolwiek na jego obronę.
First Aid wygląda tak, jakby miał przykręcony na plecach stół do ping-ponga. Styk tego elementu z torsem jest fatalnie zaprojektowany, dziurawy i na dodatek pomalowany na biało, tak, że “przynależy” wizualnie prawie w całości do dachu/pleców.
Tors ma przez to od boku grubość kilku milimetrów i bardzo nienaturalną linię. A wystarczyło wszystko to pomalować na czerwono, tak jak front figurki, i było by świetnie.
4. Stawy biodrowe (kulkowy i obrotowy)
są na granicy (akceptowalnego) poziomu tarcia, niektóre fajniejsze pozy były niestety w czasie zdjęć nie do utrzymania – któryś z nich zawsze się poddawał.
Niezrozumiałe jest też dla mnie usytułowanie stawu obrotowego w pasie na wysokości…kości ogonowej.
Są też nienaturalnie napompowane łydki, z dziwnie wysuniętym do przodu mocowaniem kolan, panele na ramionach które do spółki z kapturo-plecaczkiem ograniczają znacznie artykulację ramion, ale to wszystko to grzechy pomniejsze.
Czy są w takim razie jakiś plusy?
Tak, są, i tak na prawdę ten powyższy spis wad, to w gruncie rzeczy bariery, które sprawiają, że ta figurka nie jest czymś wyjątkowym, a tylko lepszym od innych.
First Aid jest bowiem faworytem jeśli chodzi o figurki Combiner Wars w moim posiadaniu (posiadam takarowskiego Superiona i Alpha Bravo, a resztę Defensora widziałem przez szybkę 🙂
Tak na prawdę po odrzuceniu tego całego G1-owego odium bardzo niewiele mu brakuje, żeby być na prawdę świetną figurką – wystarczyła by np. artykulacja stóp i ciaśniejsze stawy biodrowe. Albo lightpiping. Albo fajny, oldschoolowy alt mode kanciastego ambulansu. Albo trochę więcej miłości przy wykańczaniu – malowaniu, zalewaniu dziur w kończynach czy zapełnianiu dziur inżynieryjnych – np. tej na plecach. Tak, jak normalne, cywilizowane i z polotem dłonie i stopy w Gestaltach z CW sprawiły by, że przestały by być one tylko zabawkami dla dzieci. Detal, pomysł, polot, wizja. Tylko tyle i aż tyle.
Co dostajemy? Pomimo bardzo trudnego okresu zapoznawczego muszę to przyznać – bardzo ładną, proporcjonalną, elegancko zaprojektowaną i dobrze prezentującą się figurkę. Figurkę pozbawioną takich głupich błędów jak okrągłe golenie Aerialbotów czy pazuro-stópki u Alpha Bravo. Bardzo dobrej jakości plastik, ładnie odlany i z pomijalną ilością pozostałości po formach z fabryki.
Świetną główkę – ujmującą za serce zarówno fanów G1, IDW jak i pospolitych fanów robotyki ożywionej. Względnie dobrą artykulację z problemami do odratowania. Dość dużą ilość detali, ładne, choć oszczędne malowanie. Funkcjonalny i zapięty alt-mode, który psuje tylko widok stóp sterczących zza tylnej osi.
Dostajemy figurkę która ma sporą dozę charakteru, jednak trzeba się w nią trochę wpatrzyć, żeby ten pazur dostrzec. Ale jest tam, i mam nadzieję, że na zdjęciach to widać.
No i ostatnia ważna rzecz pomimo czarnych prognoz z okresu zapowiedzi serii, dostaniecie figurkę, która ceną nie przebija 100zł, i nawet się o nie nie ociera, bo kosztuje…75zł. I to jest cena która zdecydowanie poprawia moje notowania First Aid’a. Cena adekwatna do jakości. Choć ja wolałbym zapłacić więcej, i dostać produkt bez opisanych powyżej wad.
Podsumowanko
Więc co zrobić fantem jakim jest First Aid? Kupić. Szczególnie, że jeśli się pospieszycie, to złapiecie go jeszcze na półkach osiedlowego (TESCO ;), oszczędzicie sobie cyrków z importem i kupicie ją w cenie adekwatnej do polskich realiów.
I jeszcze jeden argument – według mnie jest to najlepsza figurka z linii Combiner Wars, z tych które widziałem na żywo (choć obiecująco wygląda też Hot Spot). Więc jeśli jako kolekcjoner chcecie mieć w domu jednego jedynego reprezentanta CW to polecam wam First Aida – to właśnie jego typował bym na figurkę najbliższą oczekiwaniom dorosłego zbieracza.
Dzięki za uwagę i do usłyszenia!
Reklama