BRUTICUS aka WB01
Frakcja: Decepticon
Podgrupa: Combaticon
Rok: 2014-2015
Producent: Warbotron
Warbotron WB01 aka Bruticus – (być może) zestaw dekady, a może i nawet wszech czasów. Odważne stwierdzenie, wiem, ale stoją za nim mocne argumenty. Część z nich została już wyartykułowana w recenzjach poszczególnych figurek: Blast Off’a, Swindle’a, Brawl’a i Vortex’a.
To nie tak, że jestem psychofanem Warbotron’a. Fakt – kibicuje ich produkcjom i mam nadzieję, że parę fajnych rzeczy jeszcze zmalują (Menasor – był w zapowiedziach ale póki co cisza, może Defensor, Monstructor czy Piranacon?). Ta sympatia wynika z faktu, że w skali całego segmentu Third Party TF, a nawet w skali całego rynku w jego przepastności i 30-letniej historii, nie potrafię znaleźć czegoś co równie mocno przypadło by mi do gustu, i jednocześnie posiadało tak mało wad – w tym chyba żadnej rażącej.
Geneza tego gestalta (w serialowym uniwersum G1) została już opisana w jednej z wcześniejszych recenzji, więc nie będę się nad nią rozwodzić. Zamiast tego będzie kilka porównań Warbotron’a z jego fikcyjnymi pierwowzorami oraz wcześniejszymi wydaniami.
Na początek serialowy Bruticus w kilku odsłonach.
Podobieństwo jak widać jest dość symboliczne. Nie ma jednak takiej możliwości, by pomylić tą postać z kimś innym.
Podobnie sprawa się ma z marvelowską wersją komiksową.
Nie będzie pewnie zaskoczeniem to, że najbliżej Warbotron’owemu Bruticus’owi do wersji stworzonej przez Dreamwave. Jest co prawda kilka różnic – najważniejsza, to konstrukcja lewej ręki. W wersji Warbotron’a przedramię jest utworzone przez ogon śmigłowca, podczas gdy w komiksie Marvela i serialu … w sumie to nie wiadomo.
W uniwersum Dreamwave i zabawce G1 ewidentnie widać ogon powyżej barku, czyli odwrotnie niż w WB01. Inna jest też technika mocowania Brawla jako dolnej części nogi. Sly Strike’a, który tworzy drugą łydkę Bruticusa, możemy odwrócić o 180 stopni tak by był wierny wersji DW. Z podobieństw mamy też konstrukcję barku (te charakterystyczne wysunięte do góry klockowate pagony, obecne również w zabawce z 1986 r. ) oraz główkę – szczególnie układ środkowego kolca i dwóch antenek po boku.
Oczywiście komplet Warbotron’owskich Combaticonów zamknął Onslaught aka Fierce Attack. Termin wydania tej figurki był wielokrotnie przekładany, doprowadzając rzesze fanów do obłędu. Finalnie opóżnienie wyniosło „zaledwie” kilka miesięcy i ostatni członek drużyny zaczął opuszczać sklepowe magazyny na początku maja.
A propos tego opóźnienia – firma Warbotron nie należy do zbyt rozgarniętych i komunikatywnych wydawców produktów transformersopodobnych. Historia wcześniejszych wydań do dziś bulwersuje co poniektórych kolekcjonerów o słabszych nerwach. Przyczyną tego stanu jest fakt, że Warbotron niemal od samego powstania po dziś dzień utrzymuje ścisłą ciszę radiową – choćby się waliło i paliło.
Na dodatek przy okazji jednej z wcześniejszych figurek (zdaje się że przy pierwszej w swej historii, czyli tej) wyciął fanom niemiły numer i ograniczył dostawy pierwszej partii tej figurki WYŁĄCZNIE do dwóch największych amerykańskich sklepów, bez powiadamiania innych. W efekcie wszyscy pozostali dostawcy zostali zostawieni na lodzie – do tego stopnia, że na początku nie było wiadomo czy ktokolwiek inny niż te dwa sklepy dostanie zamówiony towar.
Kolejny suspens nastał po wydaniu trzeciego (Sly, Air, Heavy) członka drużyny. Nastała wtedy przerwa wydawnicza długości bodajże 7 miesięcy. Oczywiście zero informacji ze strony Warbotron. Ludzie zaczęli się poważnie obawiać, czy będzie jakiś ciąg dalszy (czytaj figurki 4 i 5), aż … wszystko wskoczyło na normalne tory (prawie;), pojawiły się nowe projekty i nowe preordery (WB03 aka Computron). I wszystko by było pieknie, gdyby nie…
…powtórka z rozrywki – czyli szukam w sieci preorderów na ostatniego Combaticona – Fierce’a – i okazuje się, że nie ma ich nigdzie oprócz dwóch wyżej wspomnianych sklepów z US and A.
Więc zagryzam zęby i kupuje tam.
A po paru dniach od wysyłki preorder na rzeczonego pana stał się dostępny wszędzie indziej. Akcja w stylu poprzedniej, ale przynajmniej czyste karty ze strony dwóch monopolistów – najpierw dostajemy my, a później [może] reszta. Trzeba im to przyznać – strategia bardzo skuteczna, bo kasę zostawiłem u nich. Ale zagrywka dość kulawa.
Na dokładkę równolegle do niej pojawił się preorder na projektowanego pod Bruticsa nieoficjalnego Shockwave’a, nazwanego X-Ray. Sprzedawano go w komplecie z dodatkowym zestawem broni (broń biała i „palna”), składającymi się razem w drugą super-broń gestalta (więcej o tym przy okazji recenzji X-Ray’a).
Fani (ponownie) dostali furii. Niektórzy pisali, że ten zestaw (wyceniony na ok 29$) powinni za te obsówy i cyrki dostać w prezencie w ramach zadośćuczynienia.
Oczywiście Warbotron na to wszystko ani pary z ust. A zestaw, jak podobne mu wynalazki typu Rage of Hercules czy Wings Of Uranos, rozszedł się [zapewne] wyśmienicie (sam również musiałem go dokupić).
I trudno mu się dziwić – bo Shockwave, w tym konkretnym wydaniu, wyrywa z papci, skarpet i gaci.
Jest to figurka do samodzielnego montażu. Rodzi to oczywiście pewne komplikacje. Podczas jego składania połamałem jeden ze stawów obrotowych w udzie (udało się skleić ale straciłemmożliwiść obrotu), śrubokręt dołączony do zestawu okazał się bezużyteczny a podczas skręcania śrubkami doprowadziłem kilka wątłych połączeń do białości (złego słowa nie powiem więcej na tych biedaków którzy w Chinach obrabiają i skręcają takie figurki – ja swoją montowałem z 4h, przy demage toll na poziomie 20%). Czy wspominałem, że ma on nie wiadomo czemu transparentne wstawki w kolorze pomarańczowym, a nie filetowym? Czyżby celowali marketingowo w drugie wydanie, tym razem G1 accurate? Czy może chodziło o nawiązanie do Action Masters?
Pomimo komplikacji fun ze składania figurki był niesamowity, szczególnie, że nie miałem pojęcia jak ma ona finalnie wyglądać (nie szukałem w necie zdjęć czy recenzji tej figurki i dzielnie dotrwałem do końca budowu bez zaglądana na osttnią stronę instrukcji:). Gdy w końcu udało mi się go złożyć do kupy okazało się, że jest wspaniały. Może wyjdę przed szereg, ale to chyba najfajniejszy i najlepiej leżący w ręce Shockwave jakiego widziałem (a nie widziałem tylko Fans Toys Quake’a).
Wracając do Bruticusa.
Zauważyliście pewnie, że pominąłem w kolejności reckę Onslaughta aka Fierce Attack’a. Powód jest prosty – biorąc pod uwagę napięcie związane z domknięciem Bruticusa i chęcią zaprezentowania wyniku końcowego, sprawiedliwiej będzie odłożyć reckę piątego członka teamu i wrócić do niego gdy kurz opadnie. Postaram się w niej zająć wszystkim tym, co pominąłem dotyczczas – zawartością zestawów, opakowaniem, X-Ray’em i dołączoną do niego dodatkową bronią Combaticonów/Bruticusa.
A teraz do rzeczy.
Warbotron’owy Bruticus jest prawdopodobnie najlepszym istniejącym gestaltem – zarówno w kręgu HasTak jak i Third Party. Oczywiście – w mojej opinii. Dlaczego? Na początku kilka faktów – jest największym z dotychczas wydanych (nie biorę pod uwagę Hasbrowskiego Devastatora, bo tego jeszcze nie ma na rynku).
Mały komentarz do zdjęcia powyżej.
Bruticus jest jak widać sporo wyższy od Predaking’a MMC. Może się to wydawać dziwne, gdyż na niektórych internetowych zdjęciach są oni sobie niemal równi. Wynika to z tego, że górną część nogi Feral Rex’a można wysunąć – pozwala na to transformacja Razorclaw’a. Daje to możliwość podwyższenia figurki o 1 lub 4 cm. Nie jest to jednak domyślna i pożądana pozycja szczególnie w perspektywie długoterminowej. Napiszę o tym kiedyś więcej przy okazji samego Feral Rexa. Z mojego doświadczenia wynika, że dla stabilności i zużywania się stawów najbardziej pożądana jest pozycja, w której nogi są najkrótsze. Niestety – ta pozycja daje też figurce najbardziej ograniczoną artykulację.
I tu dochodzimy do kolejnej rzeczy w której Warbotron góruje nad Feral Rex’em – w odróżnieniu od tego ostatniego ma do dyspozycji pełny zakres ruchu w stawie biodrowym.
Jeśli chodzi o możliwości artykulacyjne, to jedyne wady tego zestawu to:
– nadgarstki (możliwy jest tylko obrót w osi), i
– stopy (kostka jest kiepsko zaprojektowana – wychył odbywa się na zawiasie umieszczonym na wewnętrznej krawędzi stopy – słabo jak na tak spory i ciężki kawał Combinera).
Poza tym sam staw wychylający stopę jest – w odróżnieniu od reszty, która jest straszliwie ciasna – bardzo delikatny i słabej konstrukcji. Na tyle delikatny, że połamałem go niemal od razu.
Warbotron przewidział taką opcję i dołączył do zestawu zapasowy element grzechotki. Swoją drogą to dość dziwne, że jeden staw z tak wielu jest tak kompletnie nieprzemyślany, gdy inne dają radę – i funkcjonalnie i jakościowo. Wspominałem już, że są co prawda strasznie ciasne, ale z dwojga złego to lepsze już to niż luz na wejściu.
EDIT – w pierwszych wrażeniach po złożeniu Bruticusa napisałem, że stawy są:
– gumowate, tak jak u Quantrona (MakeToys) – problem polega na tym, że grzechotki w biodrze (wychył na zewnątrz) i kolanie są brdzo twarde, ale jednocześnie pomiędzy kliknięciami jest spora przerwa (kilka stopni obrotu), w której staw przemieszcza się względnie luźno. Czyli jednocześnie ma bardzo sztywny mechanizm przy duzym skoku pomiędzy zapadkami. Efekt jest taki, że choć staw w pewnym zakresie przemieszcza się swobodnie, po napotkaniu na ząbek grzechotki blokuje się nie puszcza, nawet pozostawiony w tej pozycji. Jest to wada projektowa, nie jakościowa. Postawiony prosto Bruticus stoi stabilnie i sztywno. Odebną kwestią jest jak zybko będzie posępować erozja stawów.
– gorszej jakości niż u Feral Rexa – i tu niestety rozczarowałem się Rexem, bo po wyjęciu go z gabloty do zdjęć porównawczych okazało się, że, podobnie jak w Uranosie – który nie może złączyć nóg a co za tym idzie ma stawy biodrowe ciągle obciążone – ma on już dość spory luz właśnie w tych stawach (podobnie jak mój Uranos). Więc nawet dobry staw pozostawiony na kilka miesięcy pod obciążeniem sflaczeje (wada projektowa – nogi tak dużych figurek zawsze powinny być w stanie stać równolegle!). Jedyne wyjście to podklejenie stóp gestalta gumą tak by zmniejszyć ile się da obciążenie stawów.
Dla porządku napiszę jeszcze, że kolana (jak widać na zdjęciu) mają taką niezbyt ładną przerwę, wynikającą z konieczności zachowania przestrzeni na zgięcie stawu, plus mechanizm wpinający kończyny wymaga wciśnięcia przy wypinaniu – nie byłem gotowy poddać go próbie wypięcia bez asysty śrubokręta i zaryzykować złamania. Miły bonus ze strony producenta to samoprzylepne antypoślizgowe gąbeczki wklejane pod stopy gestalta. Do ekspozycji na szkle są idealne.
Jeśli chodzi o proporcje i design to moim zdaniem są one bezbłędne. Oczywiście natura zastosowanych w secie pojazdów rodzi pewne implikacje dla gestalta – Bruticus najpoważniej prezentuje się z przodu, z boku natomiast można by ponarzekać, że jest trochę za płaski, szczególnie od pasa w dół. No cóż – tak to niestety jest, że tył i profil zawsze są drugorzędnym zmartwieniem projektantów – priorytetowy jest przód i ewentualnie góra – to co widać na co dzień.
Z doświadczeń codziennego obcowania z figurką mogę powiedzieć, że nie są to problemy zauważalne. Bruticus w swym całym majestacie prezentuje się na tyle dobrze, że na dziś dzień nie widzę w jego wykonaniu i projekcie żadnych wad, które osłabiały ogólny pozytywny odbiór tej figurki.
Ma przytłaczającą ilość detali i są one rewelacyjnie dopracowane. Ich zagęszczenie sprawia, że figurka wygląda jak miniatura czegoś bardzo dużego i skomplikowanego, co ja akurat uważam za plus. (Widzieliście kiedyś zdjęcia modelu np. star destroyera z oryginalnych „Star Wars”, na którym Lucas kręcił sceny kosmicznych bitew? Te modele nie były duże, ale obłędnie dopracowane i niesamowicie szczegółowe. W filmie za to wyglądają na kolosalne. Jest to zasługa detali dopracowanych co do milimetra, plus oczywiście rewelacyjnego, realistycznego malowania aerografem.)
Podobnie ma się sprawa z plastikiem i malowaniami. Nie ma się tu do czego doczepić.
Zastrzeżenia można by ewentualnie mieć do przestrzeni pod pachą – ale z drugiej strony nie ma tu żadnej ziejącej dziury, a złamanie linii sylwetki widać dopiero z tyłu i ewentualnie zaglądając od dołu.
Kontrowersyjna jest też głowa i dziury w przedramionach. Co do pierwszego – głowa Bruticusa „obejmuje” główkę Onslaughta, stąd też nie ma w niej np. lightpipingu.
Co do samej stylistyki – ja nie widzę w niej nic karygodnego. Uważam też, że jest komplementarna z resztą projektu. W temacie przedramion – jest to wprawdzie upierdliwie widoczne, ale da się z tym żyć. Można je też niewielkim kosztem zamaskować (przypomnę, że zarówno Sly jak i Heavy mieli specjalne dopieszczone maskownice na tyłach łydek, żeby zasłaniać takie właśnie techniczne luki).
Artykulacja: głowa – prawo-lewo z wymuszoną opcją w górę, bark – podwójny zawias (jeden w ręce drugi w korpusie) z obrotem,
ręka – podwójny zawias w łokciu (w sumie to nie wiadomo gdzie go zginać;), dłoń – obrót wokół osi i wszystkie palce trzy-segmentowe, obrót w pasie, biodro – obrót i zawias, noga – obrót wokół osi uda i zawias kolano, kostka pochylenie do wewnątrz i zawias przód-tył.
Wracając do początku – dlaczego WB01 aka Bruticus jest setem deklady?
Bo stawia poprzeczkę na niespotykanym dotąd poziomie – zarówno dla Hasbro jak i dla konkurentów z własnego segmentu Third Party.
Na początek – jest to jedyny Combiner zrobiony z takim rozmachem.
Co więcej – jest niespotykanie dopracowany nie tylko jako gestalt, ale też w robiciu na poszczególnych członków. Wielu obawiało się, że składowe zestawu są tak dobre, że połączony wynik na pewno nie przebije sumy poszczególnych combaticon’ów. Otóż obawy te były płonne – w kategorii gestaltów gatunek ludzki nie wymyślił dotychczas nic lepszego.
Jakby tego było mało to, co dostajemy do ręki jest bardzo przemyślaną, konsekwentną i spójną reinterpretacją postaci/figurek z G1. Są one wykonane nie tylko z wielkim pietyzmem, ale też odważnie i – co być może najważniejsze – w estetyce i konwencji, która jest odzwierciedleniem potrzeb dorosłego odbiorcy.
To rzadkie połączenie cech, nawet w topowej hasbrowskiej linii Masterpiece (choć oczwiście trudno tu mówić o konkurencji – wszak Hasbro nie wydało jeszcze MP-kowego gestalta) – proporcja, kolor, materiały, malowanie, wykonanie, design i reinterpretacja (i to oba x2).
Mało jest figurek/setów które na każdym polu będą mieć topowy wynik, co więcej będący dzieckiem nieznanej nikomu firmy bez (rzekomo) żadnych wcześniejszych doświadczeń. Jest to tym bardziej imponujące, że nie znam żadnej firmy 3P (a miałem w ręku większość produktów niemal wszystkich marek), która nie zaliczyła by (niestety) jakiejś wtopy.
A prawdopodobieństwo wtopy przy pierwszym wydaniu, klasy Masterpiece, będącym combinerem, wydawanym kawałek po kawałku (zdaję się, że bez jakiegoś dalekosiężnego planu początkowego, a co najwyżej z koncepcją roboczą), w takiej jakości i z taką ilością zaszytych niespodzianek – wydawało by się, że to zadanie niemożliwe dla debiutanta. Warbotron nie tylko podołał zadaniu – zawstydził takich wyjadaczy jak np. TFC Toys (któremu jak dotąd nie udało się wyprodukować tak dobrego combinera, pomimo 4 prób) i utarł nosa takim konkurentom jak MMC – którego Feral Rex jest rewelacyjny, ale (być może z uwagi na kompletnie inny charakter reinterpretowanej załogi) w kategorii posiadania wszystkich atutów idealnego gestalta właśnie stracił pierwsze miejsce (Rex ma np. ograniczoną artykulację biodra, nogi się mu nie łączą, a konstrukcja stopy nie zapewnia potrzebnej stabilności).
Ponadto Rex to 3 moldy, a WB01 to 5 odrębnych projektów. Co więcej kolejna figurka Warbotron’a w mojej kolekcji – Afterburner – nie odstaje od poprzednich pięciu, co napawa optymizmem w kontekście dalszego kompletowania Computrona. Nie jestem w żadnym przypadku krytykiem Feral Rexa – wręcz przeciwnie – z dostępnych na rynku Predaking’ów ten MMC jest w mojej opinii najlepszy – Unique Toys zrobiło ciekawą wersję, ale w sumie bardziej w konwencji Classics, a projekt TFC wygląda jakby designersko utknął w latach 90-tych i nijak nie przystaje do swojego docelowego odbiorcy – kolekcjonera MP-ków. Ale chciałbym, żeby Rex stał na ziemi tak twardo i stabilnie jak WB Bruticus. Dlatego uważam, że Warbotron stworzył produkt lepszy, niż ten MMC – bo produkt ten ma wszystko i absolutnie niczym nie razi.
Oglądanie tego kolosa jest jak oglądanie drewnianych modeli statków – wystarczy że światło pada inaczej na obiekt, a zauważasz kolejne, dotychczas pominięte, detale. To wspaniałe uczucie. Tym większy szacunek dla Warbotron’a, że raz po raz dostrzegasz małe, przypadkowe niedociągnięcia. Ale niczego, co pozwoliło by wątpić w fakt, że Bruticus jest dziełem przemyślanym, dopracowanym i kompletnym. Nie ważne ile razy będziesz się na niego gapić – zawsze znajdziesz coś nowego i wartego uwagi.
Oczywiście nie jest on doskonały – żadna figurka nie jest. Ale bliżej doskonałości – w konfiguracji 5/5 – jeszcze nie było. Więc jeśli chcecie mieć najlepszego (IMHO) Combinera w historii, to musicie skierować wzrok w stronę tego giganta. Nie będziecie rozczarowani.
p.s. A jeśli chcecie mieć przedsmak tego co Warbotron ma do zaoferowania i przy okazji doposażyć domową zbrojownię, to zgarnijcie tego pana, również godnie reprezentuje markę :]
Dogrywkę i komentarze znajdziecie na forum :).
Reklama