Blaster aka Transistor
Blaster aka Transistor
Reklama
Frakcja:Autobot
Rok: 2014
Producent: KFC
KFC Transistor czyli Blaster – kolejna recenzja figurki MP-ko podobnej, kolejne wydawnictwo nielegalnie kapitalizujące na dobrach intelektualnych Hasbro (i na ich ślamazarności 🙂
Figurka oczywiście jak prawie wszystko na rynku Third Party celuje w kolekcjonerów klasy Masterpiece. I muszę powiedzieć, że całkiem zgrabnie się w jej kanon wpisuje. Oczywiście są pewne różnice, o czym dalej, ale jest też kilka smaczków.
Na początek krótki rys historyczny.
Postać Blaster’a pojawiała się zarówno w serialu jak i w uniwersum Marvela. W serialu jednak miał on trochę więcej czasu antenowego. Natomiast w komiksie jego postać była o wiele ciekawsza. Być może to mocny sentyment z dzieciństwa, ale historia jego, Scrounge’a, Spanner’a i Straxus’a to jedna z mroczniejszych i bardziej traumatycznych rzeczy, z którymi zdarzyło mi się za dzieciaka zetknąć (co świadczy o dużo dojrzalszym podejściu komiksowych twórców do transformersowej franczyzy).
I jest to historia, która zdefiniowała miejsce Blastera w mojej głowie. Niestety było ono mocno podkopywane przez postać serialową – jej nijakość i usposobienie (lekkoducha) oraz – niestety – design głowy, zupełnie nie komplementarny z (podkładanym) głosem. A już przy takim Soundwave’ie wypadającym po prostu groteskowo. Jeśli chodzi o IDW to jego storyline jest również krótki i nie wart uwagi, a szkoda, bo Soundwave – nr 2 w decepticińskiej hierarchii – dostaje za „arch enemy” postać zupełnie bez znaczenia i historii.
Nie minę się więc mocno z prawdą, jeśli napiszę, że to właśnie Marvelowskie przygody Blaster’a są tej postaci kluczowe – są najbardziej głębokie(/realistyczne), rozbudowane i wielowymiarowe.
I jest to problem – przecież Masterpiece’y to domena serialowych postaci, nie komiksowych. A w tym przypadku najzwyczajniej w świecie w serialowym świecie jest zbyt mało materiału, by zbudować jakąś więź z bohaterem. I gdzie tu teraz upchnąć MP-ka, którego (w takiej formie) nie ma w serialowym G1?
Na szczęście Transistor jest, jeśli chodzi o odwzorowanie G1 niemal perfekcyjny i dostaniemy go z główką, która pięknie oddaje ducha tego obrzydliwego lśniącego trupią bielą hokejowej maski czerepu Blastera w wersji G1. Ech…
Moje nastawienie do tej figurki zmieniało się już kilkukrotnie. Nie, nie jest ona zła. Jest po prostu…nie wiem, może nie do końca mnie ona zachwyca? Na przykład żadnej z główek dołączonych do zestawu nie uważam za powalającą (granatowe trupie oczy w otoczeniu maski Jasona…) i realistyczną. Taki mały fetysz.
Ta komiksowa była moim pierwszym wyborem. Serialowa zbyt mocno świeci po oczach białością. Po dłuższych oględzinach zmieniłem jednak zdanie – telewizyjna główka wygrała detalem i ogólną prezencją. Plus – okazało się, że ta komiksowa nie jest ani Marvel’owska, ani IDW’owska, a na dokładkę jest po prostu niezbyt ładna. To znaczy – poprawna, ale bez szału.
Zły dobór materiałów, zły lightpipig, brak malowania i złe ich umiejscowienie no i oderwany od realiów projekt (poprawcie mnie jeśli się mylę). A szkoda, bo bryła figurki jest na tyle elastyczna, że podeszła by i pod ten serialowy nocnik i pod bardziej poważną wersje komiksową. Nie gryzła by się też z jakąś udaną uwspółcześnioną autorską wersją postaci. Podkreślam słowo „udaną”.
Na pocieszenie dodam tylko, że na przykład MP Soundwave też mnie nie do końca chwyta za serce. Baaardzo nie podoba mi się plastik z którego jest on zrobiony.
Nie jest to co prawda kompletnie nędzny, miękki i niedokładnie zmieszany plastik z kilku niedawnych deluxe-ów,
ale nie jest też ładnym i eleganckim (często matowym) materiałem z którego wykonany jest np. Metroplex, MP Ultra Magnus czy voyager Springer.
Po pierwsze jest on niejednolity. Po drugie ma brzydki kolor – jaśniejszy niż serialowa postać. Po trzecie opalizuje na zielono/turkusowo i wygląda jak zabawka wyłowiona z rosołu czy wiaderka z benzyną. Na dokładkę ma malowania w innym, wpadającym w purpurę odcieniu granatu – farbą a la metalic. Podobne malowania są na sekcjach koloru srebrnego. Oczywiście niedokładne, niechlujne i (miejscami) poodrapywane.
W figurce klasy MP nie powinno być tych i kolejnych defektów, jakie (mój przynajmniej) Soundwave posiada – niedopasowanie elementy w alt modzie, niedokładne malowania, wszechobecne nadlewki pozostałe po produkcji (bardzo widoczne między innym z powodu użytego do produkcji figurki plastiku, na tle którego strasznie się odróżniają).
Jakością wykonania Soundwave – trzymany w ręce – przypomina niestety szczytowe osiągnięcie poprzedniej, a nie obecnej epoki (pisząc to na stole obok niego stoi G1 Blaster z ładnym, jednolitym i soczyście kolorowym plastikiem, i śmieje mu się w twarz).
Jeśli chcecie poczytać więcej (i optymistyczniej:) o wariacji na temat MP13 to zapraszam do recenzji TUTAJ –
Po co ta refleksja? Po pierwsze dlatego, że Blaster jest naturalnym elementem G1-owego tandemu łącznościowców (vide serialowy pojedynek), przez co naturalnym punktem odniesienia będzie dla niego Soundwave.
Po drugie ten ostatni jest oficjalnym wydawnictwem, podczas gdy KFC Blaster nie jest – co rodzi różne ciekawe powikłania i implikacje. Po trzecie – cena – biorąc pod uwagę średnie ceny z sklepów z USA i Hongkongu cena Blastera to 75% ceny Sundwave’a. Czyli mówiąc wprost – oczekiwania wobec tego pierwszego należy obniżyć o 25%, żeby było sprawiedliwie.
Swoją drogą jestem ciekaw skąd ta kosmiczna cena na decepticońskiego kaseciaka – prawie tak samo wysoka jak za dwa razy większego MP Ultra Magnusa (w jednym ze sklepów nawet dokładnie taka sama). Kolejna ciekawostka to to, że cena za KFC Blastera jest niewiele wyższa niż standardowa stawka za figurkę Third Party, przy dużo większym rozmiarze. Jak widać sytuacja rynkowa wokół Masterpiece’ów i samego Transistora jest dość ciekawa. –
Dobra. Trochę technikaliów.
Malowanie jak już wspomniałem jest prawie na całej powierzchni metalizowane. Srebra – metodą trochę biedniejszą, w macie. Czerwienie – w sumie podobnie, z tą różnicą, że wyglądają jakby były jeszcze pociągnięte klarą i przez to mają ładną, połyskującą powierzchnię.
Moim zdaniem jest to kapitalne posunięcie, i – o ile to malowanie zniesie 2-3-4 transformacje w swoim życiookresie – to jest to strzał w 10 ze strony producenta. Wszak żadna inna figurka w MP-kowej serii nie ma takiego ładnego i „glamowego” malowania jak rzeczony. I jest to dla niego powód do dumy.
Dalej – ogólny design. Moim zdaniem jest prawie 10/10. Jedyny mankament to brak odwzorowania bioder i ud – w G1 miały one nieco inną konstrukcję i układ graficzny. W G1-owej zabawce były one natomiast prawie dokładnie odwzorowane, i niestety funkcjonalność stawu była przez to mocno ograniczona. Więc usprawiedliwiam niniejszym producenta i spuszczam to stare biodrowe rozwiązanie do lamusa.
Oczywiście układ graficzny tego obszaru mógł być zachowany. Właśnie dlatego uważam tą część figurki za najsłabszą. Ale obiektywnie patrząc Blaster jest interesującą, proporcjonalną i pasującą do Soundwave’a figurką. Jest bardzo blisko bycia czymś na podobieństwo remoldu, ale alt-mode i kilka innych istotnych detali dobitnie pokazuje, że podobieństwo jest tylko wygodną iluzją dla tych, którym nie chce się wysilać.
Artykulacja: głowa na kulce, bark na dwuzawiasie, obrót w bicepsie, łokieć na zawiasie, obrót w dłoń oraz trzy segmentowe palce, obrót w biodrze, obrót i zawias w biodrze, obrót w udzie, zawias w kolanie i dwuzawias w stopie.
Jak widać po tej liście i po zdjęciach artykulacja robi 110% normy. Pomijam nawet dłonie, które w mojej opinii są nadniernie artykułowane – największą i najbardziej potrzebną robotę robią stopy.
No dobra – więc co o nim myślę?
Blaster aka KFC Transistor jest dobrą figurką. Spełnia 99% moich oczekiwań, ale brakuje mu tego ostatecznego smaczku, który przeciągnął by mnie kompletnie na jego stronę (np. wyrywającej z papci głowy).
Na jego korzyść zdecydowanie przemawia malowanie, które pomimo małych skaz jest rewelacyjne. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że mało widziałem figurek, które mogą mu się w tej kategorii równać – a do tych należeć będą np. MP Bluestreak czy mój YOTH MP10 Optimus, ew. MP Prowl.
Większość pozostałych jest po prostu wykonana z koloryzowanego plastiku pomazanego tu i ówdzie farbą. W najgorszym przypadku będzie to plastik niejednorodny (ewentualnie mieszanka plastików ciemnych niczym czarna dziura/czarna d*pa), metalizowanego, matowego i znoszonego malowania, i zwykłego plastiku. Kontrasty są w takim przypadku zbyt duże dla akomodacji ludzkiego oka a odbiór ogólny meeeega tandetny.
Nigdy nie sądziłem, że napiszę coś takiego, ale transformując Blaster’a do tej recenzji po raz pierwszy miałem styczność z jego alt modem (bałem się odpryskiwania farby) i…bardzo mi się on podoba….
(?)
WHAT?!
PROSTOKĄTNY MAGNETOFON NA KASETY, CZERWONO SREBRNY I NIEPROPORCJONALNY? PODOBA SIĘ?!!!
Najbardziej zaskoczony takim obrotem sprawy jestem ja sam – boom box to ostatni chyba po menażce, deskorolce i krawężniku alt-mode, który wzbudziłby moje emocje, ale Blaster po liftingu KFC, w formie magnetofonu , wygląda całkiem całkiem 🙂
Po pierwsze – jest dość integralny. To co rzuca się w oczy na początek, to fakt, że cały niemal alt jest pokryty metaliczną farbą. Druga obserwacja, to to, że jednak nie cały. Nie da się tego przegapić, ale można z tym żyć. Nie wygląda to gorzej niż MP Soundwave z 2 odcieniami niebieskiego i 4 rodzajami farby/materiału w alcie. Przeważające odczucie w odbiorze Blastera jest takie, że wszystko lśni pięknym metalizowanym refleksem, i obok MP-13 wygląda on dość ekskluzywnie.
Po drugie bardzo wiernie i elegancko oddaje alt-mode swojego serialowo-zabawkowego pierwowzoru (a o to chyba chodzi w MP). Powiedziałbym, że oddaje prawie 1:1 (w stosunku do zabawki), tyle, że jest znaczny upgrade z postaci metalicznej farby. I tym zawstydza swojego poprzednika.
Po trzecie – choć bot modem jest niemalże taki sam jak Soundwave, to altem jest od niego szerszy o 1/3. Co jest zrozumiałe (na prawdę, HasTak?), biorąc pod uwagę fakt, że ten ostatni jest walkman’em, a ten pierwszy boom boxem. Co ciekawe obaj są identycznej szerokości i (niemal) identycznej wysokości (różnica 2mm).
Blaster dzięki swym gabarytom i wykończeniu wygląda jednak poważniej, potężniej i bardziej dystyngowanie, podczas gdy Soundwave wypada troszeczkę jak jego biedniejszy krewny. Zabawne – biorąc pod uwagę wszystkie różnice pomiędzy nimi i ich relacje – powinno być odwrotnie.
Proporcje pomiędzy postaciami są (ze strony KFC) zachowane/wymyślone bardzo ładnie. Oczywiście obie figurki łykają kaseciaki wielkości MP/G1. Bo nie muszę już chyba nikomu mówić, że są one tego samego rozmiaru.
Ta różnica wielkości alt mode’u jest w pewnym stopniu usprawiedliwieniem dla zarzutu, który wielu ma wobec Transistor’a – że jest on panelformerem. Też tak myślałem – ale nie, nie jest. A przynajmniej nie jest to myślenie tak uzasadnione, jak by się mogło wydawać – bo transformacja Blastera nie polega tylko i wyłącznie na rozłożeniu płaskich, złożonych w harmonijkę płytek i zbudowaniu wokół robota prostokątnej obudowy. Owszem – jest tego trochę, i w alt modzie mamy puste przestrzenie wewnątrz kasty boom boxa, ale są one odrobinę rozczarowujące dopiero przy zajrzeniu od dołu – a tu Soundwave też wygląda jak budowa, z której uciekli podwykonawcy.
Nie jest też tak, że transformacja polega na tym, że dwie skorupy radia ma Transistor na plecach, a transformując go zamykamy chłopaka w środku, pomiędzy nimi. Transformacja Blastera jest w gruncie rzeczy dość podobna do tej Soundwave’a. Nie jest – wbrew temu co mi się wydawało – super skomplikowana. Udało mi się przez nią przebrnąć bez instrukcji, i uważam to za dobry znak. Nie odnotowałem też póki co żadnych zniszczeń, np. odprysków, których obawiali się zagraniczni recenzenci.
Osobną kwestią jest dołączony do zestawu Rewind.
Fajna figurka – choć jeśli się nie mylę dużo się od Hasbrowskiej wersji z G1 nie różni. Natomiast powiedzieć, że jakością przynależy do pionierskiej ery 3P, to mało. Trzymając go w ręce odnoszę wrażenie, że zjechał z tej samej taśmy co jego pierwowzór przed 30-oma laty. I w fabryce w kompletnie innej części świat niż ta od Transistora. Dość , że nity trzymające stawy nie spełniają swej roli, i wypadają. Może to niewielka usterka i łatwa do naprawienia, ale ja nie umiem i nie ma zamiaru tego robić.
Odnoszę takie wrażenie, że o ile Blaster został przygotowany z dużą uwagą pod odbiorców Masterpiece, to Rewind został dorzucony do zestawu jako jałmużna dla fanów IDW, którzy nie doczekali się jeszcze sensownego wydania tej postaci na potrzeby serii Classics (Rewind<link do tekstu> transformujący się w czołg? Błagam…). Inna sprawa, że casseticon’y Autobotów nie odegrały większej roli w historii universum G1/Marvel, więc nikt nie będzie po nich płakał=nie widzę większego sensu ich remasterować.
Bilans bonusów jest zatem taki, że Blaster nie posiada kasetki…czyli posiada mocno okulawioną, czyli się nie liczy.
Czy Transistor jest MP-kiem? Tak – jest, a jeśli uważacie, że jest za mało udany, żeby pretendować to tego grona, to wińcie twórców G1.
Największe wady Blastera to jego głowa i krocze/biodra/uda. Z tych wszystkich mankamentów jedynie złamanie wizualnego układu uda to grzech, którego można by uniknąć. Pozostałe wady to niestety konieczność pozostania wiernym kanonowi, któremu w moje opinii schlebiać nie warto – groteskowej głowie i udom, których nie da się odwzorować w figurce, bez okaleczania jej funkcjonalności.
Jest też jeszcze jeden problem, o którym trzeba wspomnieć. MP Soundwave wygląda przy Blasterze troszkę oldschoolowo. Nie zrozummy się źle – nie dlatego, że jest genezą osadzony w 1984 roku, tylko dlatego, że wygląda trochę, jakby go wtedy wyprodukowano.
Uwierzcie mi, że tak drobne zabiegi, jak nałożenie metalicznej farby, przeprojektowanie krocza czy lekko zmodyfikowane proporcje tors-biodra/uda-nogi płynie wprowadziły ta postać w 21 wiek bez naruszania tego, co w niej najważniejsze. I, jednocześnie, uczyniły z niej eleganckiego i godnego przeciwnika dla MP-13 Soundwavea. Stawiając obie figurki obok siebie nie mamy odczucia, że dzieli je pewna zmiana pokoleniowa (jak to ma miejsce przy MP1 i MP10), choć detalem i techniką wykonania troszkę się od siebie różnią. Niemniej jednak są one w tandemie baaardzo interesującą i wielowymiarową parą „arcy-wrogów” – pod warstwą oczywistych różnic kryje się cały zbiór nienachalnych, ale istotnych różnic.
I to jest chyba najsilniejszą stroną Transistora – przy dobrym wietrze mógłby uchodzić za brata bliźniaka Soundwavea – takiego, który wybrał swoją ścieżkę i ta ścieżka wycisnęła swoje piętno na jego fizyczności, tak, że podobieństwa między nimi prawie się zatarły. Ale nadal drzemią w każdym z nich. Co czyni konflikt między nimi jeszcze bardziej skomplikowanym i tragicznym.
Czyż nie było by lepiej, gdyby serialowy konflikt pomiędzy Soundwav’em i Blaster’em miały taką genezę, zamiast tak prozaicznego faktu, że obaj odtwarzają kasety?
P.S. Ponieważ dużo w tym tekście krytyki np. jakości, koloru i budulca Soundwave’a oraz nadmiernej posprodukcji w moich zdjęciach – WSZYSTKIE zdjęcia na czarnym tle w tej recenzji NIE SĄ W ŻADEN SPOSÓB OBRABIANE (oprócz kadrowania), żeby nie zafałszowywać odbioru figurek. A szczególnie ich porównań. Miłego oglądania!
Reklama