Alpha Bravo
Alpha Bravo
Frakcja: Autobot
Podgrupa: [IDW] Aerialbots
Rok: 2015
Producent: Hasbro
Alpha Bravo – czyli prawdopodobnie najkrótsza recenzja figurki EVER. Wystarczy powiedzieć, że w toku rozwoju uniwersum IDW doszło do dość niefortunnego spotkania „spontanicznego” combinera Superiona (w znanym i lubianym składzie z G1) z „Prowlastator’em” [Prowl+Devastator mix] i z Aerialbotów została tylko czwórka. W dość opłakanym stanie.
I tu zaczyna się znana historia Alpha Bravo – pojawia się w laboratorium Wheeljack’a i heroicznie deklaruje, że zastąpi Slingshota R.I.P. w roli brakującej kończyny gestalta.
Koniec historii.
Pierwsza w gronie moich recenzji figurka Hasbro. Złośliwi zarzucą mi, że specjalnie wybrałem taką postać, żeby pokulać właściciela franczyzy (którego zdarza mi się krytykować dość często, namiętnie i – chciałbym sądzić – sprawiedliwie 😉 ale – od początku.
Nie jest przypadkiem to, że jest to pierwsza w mojej kolekcji figurką z nowej serii Hasbro Combiner Wars [motto serii jest zdaje się takie, że każdy z każdym będzie się combinerować:]
Nie byłem przekonany do tego całego projektu ideowo i postanowiłem kupić coś na próbę. Padło na Alpha Bravo – dlatego, że Superion w wersji IDW (bez Slingshota) mnie nie interesuje, a wersja G1 będzie wydana przez Takarę jako pięciopak. Więc bez sensu dublować któregoś z kanonicznych członków Aerialbotów. Zakupionego do testów Alpha Bravo można było zawsze później upłynnić.
Żeby jednak nie było tak krótko kilka przemyśleń na temat Combiner Wars.
Hasbro nigdy w swej historii nie zrobiło combinera [zabawki] z prawdziwego zdarzenia. Oczywiście – wymyślili koncepcję i rozwinęli ją w kilkanaście postaci w G1, ale żadna z nich nie doczekała się porządnego wydania. Oczywiście realia lat 80-tych były inne, inna technika i jej ograniczenia. Szanuję sentyment osób, które nie zgodzą się z tą teorią – sam posiadam prawie wszystkie gestalty z G1. Ale fakty są takie, że były one bardzo biedne, nawet jeśli nasza wyobraźnia znacznie osłodziła nam ten fakt.
Pierwsze podejście do gestaltów to zdaje się Rail Racer i Landfill z serii Robots in Disguise z 2000 r. Ta seria obfitowała w wiele nowych i świetnych pomysłów – jednym z nich były właśnie te dwa gestalty. No i oczywiście Omega Prime. Wszystkie trzy składaki były dość mocno nowatorskie w stosunku do swych poprzedników – ale to materiał na następny artykuł :]
Następne próby poczyniono przy okazji serii Energon. Wydano wtedy Devastatora, Bruticusa i Superiona. Dość powiedzieć, że poza artykulacją postęp był niewielki. Estetycznie był to nawet krok w tył.
Wbrew oczekiwaniom jestem Hasbro dozgonnie wdzięczny za te niezbyt udane próby, bo na ich podstawie Fansproject stworzył coś, co po dziś dzień jest dla mnie niedoścignionym wzorem inżynierii, designu i elegancji.
FP Colossus – czyli stary dobry quasi-G1-Bruticus – nadal ma niewielu konkurentów na polu perfekcyjnej adaptacji, pomysłowej artykulacji, jakości wykonania, projektu postaci i stworzenia – z niczego – potężnej, przytłaczającej i świetnie oddającej ducha postaci z G1. Makeover, jaki FP wycisnęło z tego słabego zestawu jest wprost niewiarygodny. Co ciekawe jest to jedna z pierwszych – jeśli nie pierwsza – próba zaprojektowania przez firmę 3P całej figurki (a raczej dwóch). Również Hasbrowski Superion doczekał się z ich strony zestawu cywilizującego, ale nie z takim rozmachem jak Bruticus. Co ważne po raz pierwszy zastosowano stawy (w tym przypadku biodrowe) figurki jako duży staw combinera (łokciowy), podnosząc tym samym artykulację na nieznany dotąd poziom. A rynek 3P [Third Party] dopiero raczkował. Nie minę się znacznie z prawdą pisząc, że Bruticus Maximus po upgradzie Fansproject był pierwszym combinerem z prawdziwego zdarzenia.
Niestety, niewiele z tej chwały należało się Hasbro.
Minęło 5 lat i na rynku mamy już kilkanaście gestaltów wykonanych bez udziału Hasbro, za to z pogwałceniem ich praw autorskich. Dochodzi nawet do sytuacji, gdy 2-3 firmy robią reinterpretację tej samej drużyny i walczą o klienta. A Hasbro nic.
Przychodzi rok 2015 i spada Combinerowa hekatomba – „30 lat serii na nami, a nie zrobiliśmy jeszcze żadnego porządnego combinera! To teraz zrobimy pełno combinerów – the sky is the limit!”.
I tak powstało komiksowe Combiner Wars – nie dość, że w każdym teamie odstrzelono i wymieniono po jednym zawodniku, w części dodano jednego w formie broni/tarczy/pieluszki/napieśnika czy czegokolwiek innego, to jeszcze dano wielu dotąd pobocznym postaciom jak Optimus Prime czy Cyclonus niepowtarzalną szansę stania się częścią czegoś większego – czytaj – Combinera.
Madness.
20 lat nic, albo nawet gorzej niż nic, a teraz ze skrajności w skrajność – każdy z każdym jak króliki i za każdym rogiem combiner.
Mi osobiście idea Combiner Wars nie leży. Nie wiem czemu wymienia się PO JEDNYM CZŁONKU oryginalnego G1 teamu na innego – z nikąd, po co te przystawki a la minicony, po Combiner Wars Optimus czy Cyclonus (BECAUSE WE CAN!).
Nie rozumiem też dlaczego część tych figurek/gestaltów wygląda koszmarnie a część dobrze/świetnie. Nie kumam skąd w Hasbro to wielkie przyspieszenie i dążenie do (chyba) wydania wszystkich zaległych combinerów z poprzednich 3 dekad w ciągu jednego roku. To wszystko powyżej, jako modus operandi serii jest sztampowe, nudne i powtarzalne – „Wymyślmy coś szalonego, najlepiej z G1 żeby tatusiowie naszych klientów kumali coś jeszcze z dzieciństwa, zmodyfikujmy, trochę uprośćmy, trochę podniesiemy cenę a potem będziemy ten schemat doić i tłuc aż do porzygu.” Sory ale dla mnie filozofia zarówno komiksowego uniwersum jak i handlowa (będąca zapewne motorem tej poprzedniej) stojąca za Combiner Wars jest z d*py.
Koncepcja inkorporowania Prowla do Devastatora była inteligentnie budowana przez wiele numerów komiksu. I efekt był spójny i nieoczekiwany. A potem nagle z nieba spada Enigma Kombinacji i – BAM – wielkie przyspieszenie, realizujemy plan miliona combinerów w rok.
Żeby nie było – jestem wielkim fanem gestaltów i – pomimo różnych skuch – kibicuje Hasbro, ale OMFG – to, że pomysł jest świetny, nie znaczy, że sklonowany naście razy dalej taki będzie.
Tyle tytułem wstępu.
Wracając do Alpha Bravo.
Alpha Bravo nie znaczy nic – to generyczne imię a’la 'nazwa robocza’ i wywodzi się z alfabetu fonetycznego NATO/ICAO.
Są to konkretnie pierwsze litery tego alfabetu A i B. Nie chcę być złośliwy, ale trochę to tak wygląda jakby postaci stworzonej na siłę i na szybko nie dano nawet poważnego imienia tylko jakiekolwiek, pierwsze z brzegu typu White Chopper, Zero One albo Helibot. Albo AB.
To nie tak, że ja nie traktuję tej postaci poważnie – jej twórcy nie traktują jej poważnie.
Koniec narzekania. Teraz plusy dodatnie.
Figurka – tutaj forumowy cytat – przekracza magiczny pułap 100zł za Deluxa. Takie czasy. Ale nie są to pieniądze źle wydane.
Plastik jest dobrej jeśli nie bardzo dobrej jakości – jest twardy i solidny, wszystkie białe elementy lśnią jaky były lakierowane. Kolory i położenie farby rewelacyjne. Główka pierwsza liga, choć niestety bez lightpipingu. Musze powiedzieć, że jeśli chodzi o bycie „ładnym” to AB robi 1000% normy. Jakościowo – wykonanie, malowanie, odlanie, materiał – jest on pierwsza liga. Im więcej się tej figurce przyglądam, tym bardziej mi się podoba. Powiedziałbym może nawet, że jest świetna i polecam – ale ale ;]
Ma kilka wad, których – jak to w Hasbro – mogło by nie być, a są. I psują świetną robotę. Główne zarzuty do AB to:
-> krocze – czyli jego brak, plus w moim egzemplarzu dziwne odlanie górnej częsci stawu biodrowego tak, że blokuje ruch w pewnych zakresach oraz od razu po wyjęciu z pudła luzy luzy luzy;
-> konstrukcja, anty-funkcjonalność i brzydota stóp/łydek (plus połówki kokpitu po bokach nóg które mocno zaburzają proporcje postaci)
-> beznadziejne rozwiązanie problemu wirnika oraz jego mocowania w trybie bota i jednocześnie jego złe umiejscowienie w trybie śmigłowca.
Poniżej macie porównanie AB z pierwowzorem alt mode-u czyli Aerospatiale Dauphin, obecnie produkowanym przez konsorcjum Eurocopter. Przeniesienie proporcji jest dość frywolne, co nie jest samo w sobie nie jest karygodne – owszem nie jest on tak elegancki jak pierwowzór, przypomina nieco bardziej łódź podwodną z wirnikiem, ale nadal jest dość ładny. Tylko ten wirnik – przy takich proporcjach powinien być cofnięty o 1 cm w tył. Jeden centymetr, a jaka różnica.
Ta klapka mogłaby dzięki temu być krótsza, wirnik w bot modzie dużo wyżej, i zniknęłaby częściowo ta kalecząca oczy instalacja przy tyłku. Oh well.
Drugi temat to stopy.
Jeśli się komuś podobają to OK. Mi nie. Takie dobrze zapuszczone paznokietki. Poza tym sprawiają, że jedyne sensowne i stabilne ustawienie figurki to płasko na ziemi – czyli nędza. A można było trochę pokombinować i bezkosztowo zaprząc do roli stóp te szpecące boki połówki kokpitu – w ten sposób zyskalibysmy artykulację w kostce i zniwelowali byśmy dysproporcje w figurce.
No i trzeci potencjalny dealbreaker – czyli krocze. Prostego patentu na to nie ma, choć analizując budowę i transformację figurki dało by się pewne wykroić trochę plastiku z górnej części łydek, zostawić go w kroczu , a skróconą nogę skompensować sensowną stopą na kulce opisaną wyżej.
A propos transformacji to to wygląda ona tak jak poniżej – jak widać są partie gdzie transformacja jest zerowa jak na przykład ręce albo przód torsu, ale ogon czy nogi pomyślano całkiem ładnie. Czyli znów sytuacja „pół geniusz pół debil”.
Artykulacja – głowa na kulce, barki na kulce – ale z zakresem ograniczonym do góra-dół, łokieć na zawiasie i obrót, obrót w pasie, biodra na kulce (z defektem i luzem;) plus obrót w połowie uda, zawias w kolanie.
Alt mode jak już wspominałem jest wzorowany na śmigłowcu Dauphin produkcji Eurocopter. Spodziewajmy się wkrótce remoldu na Blades (już jest) i Vortex. Co niekoniecznie musi wypaść źle.
Podsumowanko.
Miłość zrodzona z nienawiści – tak bym to podsumował. Miałem mocno negatywny stosunek do tej persony, i choć uważam cały koncept Combiner Wars za hucpę, muszę przyznać, że być może oznacza on pewien renesans dobrego wzornictwa i pomysłowości w Hasbro. Oczywiście w stosunku do Deluxe’ów sprzed 5 lat widać regres np. w zakresie ceny i artykulacji, ale jest też postęp – jakość wykonania, plastiku czy tak ulotny koncept jak piękno i integralność figurki. Szkoda, że Hasbro nie pociągnęło sprawy 'all the way’ i położyło temat na kilku polach, nie wspominając już nawet o łuku fabuły związanym z postacią. Niemniej jednak AB jest wdzięczną figurką i – choć wymaga przestawienia estetycznego i otworzenia głowy na pewne nowe koncepcje – widzę w nim duuuuże nawiązanie do prostoty i wzornictwa z okresu … G1, co mnie niezmiernie cieszy. A kuchy – no cóż – przecież te biedne firmy 3P też muszą z czegoś żyć – na pewno wymyślą jakiś zestawik do tuningu 😉
Dzieki za uwagę i do usłyszenia!
P.S. Na koniec mały bonusik, nie związany z tematem….
Reklama